Największym regionalnym bazarem w prawdziwym tego słowa znaczeniu jest niedzielny targ na miejskim placu przy ul. 19 Stycznia w Płońsku. Tłumy pieszych i sznury aut stały się symbolem końca weekendów w tym miejscu. Kierowcy skarżą się jednak na problemy z parkowaniem.
Praktycznie każdej niedzieli przez miejskie targowisko przetacza się kilkudziesięciotysięczna ludzka fala, nie licząc kilkuset handlowców. Płoński bazar niedzielny nie jest tylko zjawiskiem lokalnym, bo zjeżdżają tu handlowcy i kupujący nawet z dalekich stron.
Przekłada się to jednak na kilka tysięcy aut w krótkim przedziale czasowym, które gdzieś muszą stanąć. A miejsca nie jest zbyt wiele; wykorzystany jest każdy skrawek parkingowy przy ul. Targowej i 19 Stycznia, boczne uliczki oraz parking przed „Mrówką" i dalej „Biedronką". Dosłownie pomiędzy auta nie da się wsunąć roweru. Czemu tak? Bo tam nie trzeba płacić.
Nie każdy natomiast chce wjeżdżać na prywatny płatny parking za „Biedronką" i płacić cztery złote za postój. - Bo za drogo, skoro idę tam popatrzeć albo kupić pęczek rzodkiewki lub trochę jabłek - uważa znaczna część niedzielnych bywalców bazaru. Co nie znaczy, że parking płatny świeci pustkami.
Wiele osób, które nie mają gdzie zaparkować na niepłatnych miejscach przy ulicach dojazdowych wybiera inny wariant - stają wzdłuż drogi wewnętrznej, równoległej do trasy S 7.
Tu pojawia się problem prawny, gdyż na obu poboczach ustawione są znaki zakazu postoju, więc często płońscy policjanci wlepiają za to mandaty. - Ale nie właścicielom wszystkich stojących aut, lecz tym, którzy pozostali w samochodach lub się do nich zbliżają. Stoi ze 40 samochodów, a tylko jeden kierujący dostaje mandat. I za pół godziny to samo - mówią nam stali bywalcy bazaru, którzy wybierają ten właśnie zakątek do parkowania.
- Zauważyłam ten problem dość dawno i próbowałam podjąć działania usprawniające - mówi nam Bożena Dzitowska, miejska radna. - Na sesji złożyłam interpelację w tej sprawie, a także skierowałam zapytanie do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, bo oni są właścicielami drogi.
Radna Dzitowska zapytała „Gdakę", czy można zlikwidować znak zakazu postoju na jednym z pasów - prawym lub lewym? Zdziwiła się odpowiedzią, bo napisano, że po obu stronach na raz usunąć znaków zakazu nie można. Poza tym GDDKiA w piśmie wyraziła propozycję, by drogę przejęło miasto i wtedy niech sobie ustala, ale i utrzymuje drogę. To kosztuje, więc burmistrz takiej propozycji nie przyjmie, bo już istniejące drogi oraz te planowane generują potężne koszty budżetowe.
- A problem pozostał, bo co piąty czy dziesiąty parkujący otrzymuje mandat. Uważam, że niesłusznie, gdyż niedziela w tym miejscu jest dniem specyficznym, natomiast przez sześć pozostałych mało kto w ogóle tą drogą się porusza - ocenia Bożena Dzitowska.
O ile właściciel drogi nie zgadza się na zniesienie choćby częściowe zakazu, to było by pewne rozwiązanie - niedzielne przymknięcie oka na ten samochodowy proceder. To ledwie sześć godzin, gdy miejski bazar jest najbardziej ludnym miejscem w okolicy, więc nie jest to działanie permanentne. Nie bałbym się też o kierowców, że rozbrykają się i pozastawiają drogę. Nie zrobią tego z troski... o własny samochód, więc dalej będą zjeżdżać maksymalnie na skraj pobocza.
A karać tylko wtedy, gdy ktoś w tym miejscu będzie jechał niebezpiecznie lub nie dostosuje się do niepisanej zasady. Oczywiście, nie można takiego rozwiązania oficjalnie sugerować policjantom, bo obowiązuje ich przepis, czyli ustawiony znak. Ale jeśli tak, to trzeba by karać absolutnie wszystkich właścicieli aut stających pod zakazem, a tego się nie czyni, bo karanie jest wybiórcze.
Więc panie i panowie mundurowi, przymknijcie jednak oko na klientów miejskiego targu w czasie tych sześciu niedzielnych godzin. Minister Rostowski jakoś będzie musiał przecierpieć niższe wpływy z płońskiej niedzieli w budżecie krajowym.
Piotr Kaniewski