Wobec szeregu kontrowersji w mediach społecznościowych, wychowawcy płońskich placówek Domu Dziecka napisali list otwarty, w którym skarżą się na niesprawiedliwą ich zdaniem ocenę ośrodka.
O płońskim Domu Dziecka zrobiło się głośno po tym, jak wychowanek placówki w listopadzie 2022 r. popełnił samobójstwo. Jeden z mieszkańców złożył skargę, w której opisuje przemoc psychiczną oraz wulgarne i wyjątkowo skandaliczne zachowania, których miała się dopuścić wychowawczyni. Poniżej przypominamy kilka faktów.
Wzajemne oskarżenia
Psycholog szkolna, którą dyrektor Domu Dziecka oskarża o kłamstwo podczas posiedzeń komisji samorządu powiatowego, oskarżyła szefową placówki o matactwo mogące mieć wpływ na skuteczne wyjaśnienie samobójczej śmierci wychowanka. Psycholog zarzucała dyrektor placówki, że razem z wychowawczynią miała zatajać prawdziwą datę opuszczenia Domu Dziecka przez chłopca, który popełnił samobójstwo w listopadzie ub. roku poza terenem placówki i terenem Płońska.
Z kolei dyrektor Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej oskarża psycholog szkolną o kłamstwo. Radni opozycji napisali skargę, w której zarzucają próbę zastraszenia pani psycholog przez szefową Domu Dziecka. Sprawa znalazła swój finał w prokuraturze.
- Kontrola i audyt w płońskim Domu Dziecka trwa do tej pory. Sprawę kontrolują psychologowie i gdy będą sprecyzowane wnioski będzie można je przedstawić radzie - odpowiedziała starosta Elżbieta Wiśniewska podczas sesji powiatowej w lutym.
8 marca w ośrodku opiekuńczo-wychowawczym przy ul. Sienkiewicza 13-letnia wychowanka zatruła się lekami. Wezwano karetkę. Dziecko przewieziono do szpitala w Płońsku na SOR.
WYCHOWAWCY PŁOŃSKICH PLACÓWEK NAPISALI LIST OTWARTY,w którym skarżą się na niesprawiedliwą ich zdaniem ocenę ich pracy w opinii publicznej oraz hejtowanie w mediach sdpołecznościowych. Poniżej treść listu.
(...)
„Płońsk, 17.03.2023 r.
List otwarty wychowawców pracujących w płońskich placówkach opiekuńczo-wychowawczych: „Razem”, „Samodzielni”, „Przystań” (zwanych potocznie domem dziecka)
W mediach społecznościowych po raz kolejny przetacza się fala hejtu skierowanego pod naszym adresem.
Jesteśmy nazywani oprawcami, którzy zabierają dzieciom telefony, „bezdusznymi urzędolami”, którzy grożą dzieciom, dokuczają, szydzą, upokarzają. Na prywatnych profilach osób wydających publicznie sądy na nasz temat pojawiają się nieprawdziwe, niesprawdzone informacje o wychowankach, do których my publicznie, ze względu na dobro tych dzieci i tajemnicę zawodową, nie możemy się odnieść i w ten sposób bronić. Dostęp do postów w mediach społecznościowych oznaczonych jako profil publiczny mają wszyscy, również osoby poniżej 18 roku życia. Komentujące te „newsy” osoby, często osoby publiczne piastujące ważne funkcje, uogólniają, stosują skróty myślowe, formułują daleko idące tezy, nie znając realiów, w jakich pracujemy. Piszą o samobójstwie (którego w placówce nie było), o próbie samobójczej, bez cienia zrozumienia kontekstu i złożoności spraw dzieci, zapominając, że te dzieci, często nastolatkowie w kryzysie rozwojowym (jest to przecież normalne) też te teksty i komentarze czytają, wyciągają wnioski, nierzadko wykorzystują tego typu sytuacje dla własnych korzyści i by uniknąć procesu wychowawczego. Wychowawcy, podobnie jak każdy „rodzic” wymagają przestrzegania ustalonych zasad - chodzenia do szkoły, odrabiania lekcji, odłożenia telefonu. To zabieranie telefonów urosło już do rangi prześladowań, a tymczasem jest to praktyka ograniczania korzystania z internetu i mediów społecznościowych w nocy, gdy dzieci powinny spać i regenerować siły przed kolejnym dniem. W tzw. standardowych domach dzieci też się buntują, gdy rodzic w ramach kontroli rodzicielskiej odcina im dostęp do internetu.
Dużo i długo moglibyśmy pisać, jak trudną pracę wykonujemy i na czym ona polega, z jakimi obciążeniami i odpowiedzialnością się wiąże. Możemy pokazać nasze siniaki, tak zdarzają się wychowankowie, którzy potrafią nam przywalić, nie tylko słowem..
Żadne dziecko nie jest tu z własnej woli. Żadne dziecko, a w zasadzie już młody człowiek, nie trafia do nas ze szczęśliwego, bezpiecznego domu, wręcz przeciwnie, ale o tym, z jakim bagażem doświadczeń trafiają do nas wychowankowie też nie będziemy pisać. Nie użalamy się nad sobą, nie skarżymy, ale nie godzimy się na niesprawiedliwe ocenianie naszej pracy przez osoby, które jej nie rozumieją.
O tym, że nie jest u nas tak źle, jak się zwykło mówić, świadczą chociażby sytuacje, gdy dzieci i młodzież nie chcą chodzić na przepustki do biologicznych rodzin, a nasi pełnoletni wychowankowie decydują się zostać w placówce i kontynuować naukę, chociaż mogą wrócić już do rodzinnych domów i opuścić placówkę.
Dbamy o to by dzieci miały stały kontakt z rodziną, sądem, lekarzami, w tym psychologiem i psychiatrą, kontaktujemy się z nauczycielami. To my czuwamy przy nich w nocy, gdy chorują, gdy spotykają je niepowodzenia w szkole i pierwsze porażki uczuciowe. Nie chcemy zastępować im rodziców biologicznych, ale dbamy o to by czuli się bezpieczni, zaopiekowani i mogli się rozwijać.
Apelujemy do wszystkich zatroskanych losem naszych wychowanków, by kilka razy się zastanowili zanim napiszą publicznie coś, co może mieć daleko idące konsekwencje.
Wychowawcy”.
Zgodnie z wymogiem dla tego typu treści zamieszczamy numery telefonów kryzysowych bezpłatnej pomocy psychologicznej dla dzieci i dorosłych. redakcja
(DK) plonsk24.pl
Na zdjęciu: Ośrodek Opiekuńczo-Wychowawczy na osiedlu przy ul. Sienkiewicza. Fot. plonsk24.pl