- Jesteśmy oszukiwani przez rząd i wielu przedstawicieli państwa polskiego. W Smoleńsku nie doszło do wypadku lotniczego, a samolot nie zderzył się z brzozą. Musimy znaleźć odpowiedzi na pytanie: co się wydarzyło i później: komu to było na rękę - mówił poseł Antoni Macierewicz w wypełnionej po brzegi sali widowiskowej płońskiego kościoła.
Najnowszy sondaż opinii publicznej wskazuje, że 51 proc. respondentów nie mówiąc wprost o zamachu, nie wierzy jednak w wypadek Tu 154 przed podsmoleńskim lotniskiem.
W drugim sondażu CBOS osoby przekonane o zamachu stanowią 33 proc. respondentów, co oznacza wzrost w badaniach tej pracowni aż o 7 pkt.
Rośnie wyraxnie odsetek osób, dla których tragiczne zdarzenia z 10 kwietnia 2010 roku są coraz większą zagadką, a w niepewności utwierdza ich także działalność strony polskiej - prokuratury i komisji rządowej.
Swój udział w powstaniu takiego nastroju społecznego mają też politycy PiS, ale każdy, kto spodziewał się po spotkaniu w Płońsku z Antonim Macierewiczem brutalnej napaści na stronę rządową i uprawiania propagandy polsko-rosyjskiego zamachu, ten się omylił.
Poseł Antoni Macierewicz - szef specjalnego zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej - zaskoczył zebranych w sali widowiskowej kościoła św. Maksymiliana w Płońsku... spokojem i rzeczowością. Widać wyraźnie, że wraz z kolejnymi wpadkami polskiej prokuratury i komisji Millera, a także w związku z coraz dłuższą pracą zespołu Macierewicza, PiS zmienia retorykę, bo przybyło argumentów, które u progu trzeciej rocznicy tragicznej śmierci pary prezydenckiej i 94 innych osób rodzą pytania i coraz większe wątpliwości, co do przyczyn tych wydarzeń.
W szerokim zakresie omawiania wydarzeń z 10 kwietnia zauważalna jest zmiana akcentów.
- My najpierw musimy dojść, co tak naprawdę spowodowało tę tragedię, a dopiero potem będziemy mogli zastanawiać się, komu to przyniosło korzyść. Nie mówię dziś, ze zrobili to Rosjanie czy Polacy, bo wobec przyczyny jest to kwestia wtórna - mówił w Płońsku Antoni Macierewicz.
Zdaniem posła już pierwsze działania rządowe są niezrozumiałe i mogą uprawniać do daleko idących przypuszczeń. - Jak to możliwe, że minister Radosław Sikorski dwadzieścia minut po uderzeniu samolotu o ziemię poinformował pana premiera Jarosława Kaczyńskiego, że „wszyscy zginęli i jest to wina pilotów"? Jak można było tak kategorycznie sądzić, skoro wiemy, że trzy osoby z samolotu zostały zabrane do karetek pogotowia? Po drugie, szukanie ciał trwało wiele godzin, bo na przykład ciało pana prezydenta Kaczyńskiego odnaleziono po sześciu godzinach. Po trzecie, ustalenie liczby odnalezionych ofiar i ich identyfikacja zabrała kolejne dziesiątki godzin. Skąd więc pan Sikorski od razu wiedział, kto zginął i z czyjej winy? - pytał Macierewicz.
Dla polityków Prawa i Sprawiedliwości udział ministra Sikorskiego w powiadamianiu brata prezydenta Kaczyńskiego jest tym bardziej bolesny, że to Sikorski właśnie po przejściu z obozu PiS (gdzie był ministrem obrony) do PO sformułował tezę o „dorżnięciu watah". Zbiegiem okoliczności słowo stało się ciałem, dlatego dla ludzi z kręgu PiS szybkość informacyjna ministra Sikorskiego z 10 kwietnia 2010 r. jest bardzo podejrzana.
- Proszę państwa, oszukiwano nas i oszukuje się ustawicznie w tej sprawie. Pamiętamy przecież, jak pani Kopacz ogłosiła, że teren został przekopany na metr w dół i że wszystko, co możliwe, zostało z ziemi wyjęte i zabezpieczone. A jednak dwa dni po tym oświadczeniu polscy harcerze przywieźili znalezione w Smoleńsku na powierzchni m.in. fragmenty czaszek oraz elementy samolotu. Po dwóch latach pani Kopacz przyznała, że jej słowa były nieprawdziwe, ale pewnie dzięki temu stała się drugą osobą w państwie - dowodził Antoni Macierewicz.
- Podobnie rzecz się ma z sekcjami. Otóż złamano prawo, bo sekcje odbyły się zaledwie w czterech czy pięciu przypadkach. Polscy lekarze i prokuratorzy ich nie przeprowadzali, więc złamano prawo. Kodeks postępowania karnego mówi przecież o zakazie pochówku bez sekcji osób zmarłych, które śmierć poniosły z przyczyn nienaturalnych. Z kolei przez całe miesiące byliśmy zapewniani przez panią Kopacz, że sekcje były przeprowadzane z udziałem polskich lekarzy i śledczych, co też okazało się nieprawdą - mówił poseł PiS.
Antoni Macierewicz powiedział, że jego zespół wie o tym, iż podczas posiedzenia rosyjskiego MAK-u Tatiany Anodiny padło z jej strony pytanie do strony polskiej: czy dopuścić do prac stojących w korytarzu m.in. Amerykanów. - To Polacy powiedzieli, że nie. Do dziś nie wiemy, dlaczego nie zgodzono się na umiędzynarodowienie komisji. Nie wiemy też, dlaczego błędnie powołano się na art. 13 konwencji chicagowskiej. Mamy za to nagrane słowa ministra obrony Klicha wypowiedziane do polskiego akredytowanego przy MAK-u Klicha - „wygląda z tego, że to zrobili Rosjanie". Jak więc mamy nie zadawać pytań o rzeczywiste przyczyny katastrofy? - drążył Antoni Macierewicz.
Gość płońskiego klubu „Gazety Polskiej" szeroko omawiał też ustalenia MAK-u, komisji Jerzego Millera oraz własnego zespołu parlamentarnego. - Za pomocą obrazu wmawia się ludziom, że samolot uderzył skrzydłem w brzozę, a po oderwaniu części płata maszyna przekręciła się o 180 st. i uderzyła o ziemię, co miało być przyczyna tragedii. Z dowodów nawet MAK-u i komisji Millera wynika niezbicie, że to niemożliwe - mówił poseł.
Macierewicz pokazał zebranym oficjalną symulację komputerową, która jest jednym z dowodów rządowej komisji Jerzego Millera. Po wytyczonej trasie porusza się Tu 154, w tle słychać rozmowy w kokpicie (wg. Macierewicza źle tłumaczone) oraz komendy systemu TAWS (terrain ahead i pull up!). Widać też obniżanie pułapu lotu, zderzenie z brzozą i upadek maszyny. Za to w prawym górnym rogu zamieszczone są odczyty trzech wysokościomierzy (dwóch barycznych i radiowego), a niżej widać ruchy wolantu i drążków przepustnicy.
- Po prostu, patrząc na odczyty wysokościomierzy nie jest możliwe zderzenie z brzozą, bo w momencie rzekomego uderzenia samolot był na wysokości 26 metrów! Nikt nie był nam w stanie ze strony rządowej wyjaśnić, dlaczego obraz symulacji mówi cos innego niż zapisy urządzeń. Pytaliśmy, czy są to dane faktyczne, czy przypadkowe. Prokuratorzy powiedzieli, że faktyczne, więc nie mam wątpliwości, że obrazem chciano nas po prostu oszukać. Wbić do głów, że pancerna brzoza zniszczyła samolot - dowodził poseł Macierewicz.
Podobnie w opinii szefa zespołu rzecz się ma z brzozą. - Muszę państwu powiedzieć, że sekta pancernej brzozy działa nadal i próbuje się nam wmawiać bezpośredni udział drzewa w zdarzeniu. A wiemy przecież, że obecnie jest już czwarta wersja wysokości, na której skrzydło miało w nie uderzyć. Najpierw było to 5 metrów, potem 9, 7, a ostatnio zapisano 6,66 m. Dlaczego? Bo nikt z polskiej strony jej nie mierzył, co wiem od prokuratorów polskich! - mówił oburzony polityk PiS.
Antoni Macierewicz powiedział, że dopiero teraz polska ekipa pojechała na miejsce mierzyć drzewo i wykonywać silikonowe odlewy. - Po trzech latach, kiedy wali się teoria, bo dowody przeczą tezie przedstawionej przez rosyjską i polską komisję - dowodził Macierewicz.
Zdaniem posła i jego zespołu zaniechano także całego postępowania dowodowego i śledczego w zakresie ustalania rzeczywistej przyczyny rozbicia się samolotu.
- Przecież normalne jest na świecie, że po takim wypadku w specjalnym hangarze na obrysie maszyny składa się mozolnie nawet najdrobniejsze fragmenty samolotu. Pozwala to stwierdzić, w którym miejscu są największe zniszczenia i ubytki, a to z kolei jest podstawową przesłanką do stawiania tez o przyczynie katastrofy. Nikt tego nie zrobił, wręcz dokonywano zniszczeń samego wraku na miejscu katastrofy. Czy o to chodziło, żeby niszczyć dowody? - pytał poseł Macierewicz.
Zespół Macierewicza ustalił na podstawie dokumentacji będącej w posiadaniu prokuratury i komisji Millera, że na krawędzi skrzydła, które miało mieć styczność z brzozą, nie ma śladu takiego kontaktu. - Jest za to dziura wyrwana w środku płata skrzydła oraz druga wyrwa w lewej stronie śródpłacia, czyli w najmocniejszej części samolotu. Zdaniem naszych ekspertów to wskazuje na eksplozję, co potwierdzają inne przesłanki - mówił w Płońsku Antoni Macierewicz i na dowód zaprezentował fragment filmu dokumentalnego.
Rosjanin będący świadkiem końcówki lotu Tu 154 mówił o wyglądzie maszyny oraz efektach dźwiękowych, które lotowi towarzyszyły. W pewnym momencie usłyszał huk, co mogło wskazywać na eksplozję w powietrzu. Eksperci na podstawie dokumentacji fotograficznej oraz tego opisu przygotowali symulację i właśnie wybuch na pokładzie jest jedną z hipotez zespołu Maciereicza w sprawie wyjaśnienia przyczyn upadku samolotu.
- Pan profesor Wiesław Bienienda wykonał też inne symulacje związane m.in. ze sposobem rozkładania się płaszcza samolotu po upadku. W kilku wariantach wyszło na to, że gdyby to było zderzenie z drzewem i upadek maszyny na ziemię, to skutki byłyby inne niż te, które mamy na zdjęciach - mówił Macierewicz. - Na pewno nie doszłoby do oderwania kokpitu, bo nawet przy zwiększaniu kąta natarcia w symulacji kokpit pozostaje dalej związany z kadłubem. Poza tym przy upadku płaszcz zewnętrzny samolotu nie wywinąłby się na zewnątrz po obu stronach - opisywał i pokazywał symulację prof. Bieniendy poseł Macierwicz.
Na pokazanym zdjęciu widać rozerwany kadłub, skąd dosłownie wymiotło wszelkie elementy wyposażenia - fotele, obicia oraz przewożone części zamienne do samolotu; widać też poszycie wywinięte po obu stronach na zewnątrz. - Taki obraz wskazuje na eksplozję i siłę działająca od wewnątrz samolotu - zaznaczał poseł.Antoni Macierewicz wytykał rządowi i polskim organom badającym sprawę serwilizm wobec Rosjan i ich wersji, a także manipulowanie polską opinią publiczną.
- Przecież znaczna część raportu Millera to przepisana wersja pani Anodiny, łącznie z obrażaniem pamięci majora Protasiuka, generała Błasika i pozostałych członków załogi. Które państwo pozwoliłoby sobie na taką potwarz i ubezwłasnowolnienie? Wmawia się nam, że jesteśmy zdani tylko na łaskę Rosjan i że nikt nam nie chce pomóc. Prawda jest inna, to rząd polski i jego przedstawiciele takiej pomocy nie chcieli. Mamy do czynienia z brakiem woli do rzetelnego wyjaśnienia, co stało się z naszym prezydentem i elitą państwa. To niesłychane zachowanie w obliczu największej tego typu katastrofy na świecie! - mówił wzburzony Antoni Macierewicz.
Poseł zwrócił także uwagę na łańcuszek dziwnych zgonów wśród osób mogących coś o przebiegu katastrofy powiedzieć lub służyć jej wyjaśnieniu. - To już pięć osób, które zmarły nagle lub popełniły samobójstwa. Trudno wierzyć w takie zbiegi okoliczności - dodał Macierewicz.
Polityk PiS zapowiedział w Płońsku, że jego zespół będzie działał nadal, tym bardziej zmotywowany, że wyraźnie sypie się oficjalna wersja przyczyn katastrofy.
- To walka o wyjaśnienie, co naprawdę stało się na pokładzie. Nie wiemy, czy był to wybuch ładunku umieszczonego w samolocie, może coś zostało zaplanowane podczas remontu, a może - jak to miało miejsce w Bośni przy katastrofie samolotu i śmierci prezydenta Macedonii - także w nasz samolot trafił jakiś pocisk lub inny ładunek. Sądzę, że prezydent Lech Kaczyński z małżonką oraz pozostałe osoby zostały świadomie skazane na lot tym samolotem, bo na to wskazują inne dowody m.in. brak zapasowego środka transportu, który powinien być zawsze do dyspozycji, brak zabezpieczenia na miejscu etc. Utrudniano jak tylko można tę podróż, dlatego musimy to wyjaśnić. To walka o prawdę i suwerenność Polski. Kiedy dowiemy się, co się stało, będziemy mogli dochodzić, kto odniósł z tej tragedii korzyść, bo były takie osoby - zakończył płońskie spotkanie poseł PiS Antoni Macierewicz.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że im dalej w czasie od katastrofy, tym mniej logicznych jej uzasadnień. Trudno na przykład zrozumieć mijankę byłej minister zdrowia, gdy chwaliła działania Rosjan, których jak się okazało nie było, podobnie jak rzetelnych sekcji.
Tłumaczono to stresem i chęcią doprowadzenia do jak najszybszych pogrzebów, ale po co aż tak naginano fakty.
Co do samych pogrzebów i ich obsługi, też dziwnie wygląda zlecenie ze sfer rządowych dla firmy prowadzonej przez byłego esbeka, za co sowicie zapłacono, gdy w tym czasie zakłady pogrzebowe z całego kraju ustawiały się w kolejkach do bezpłatnej obsługi.
Okazuje się, że nie wykonano tak prostej czynności, jak zmierzenie nawet zwykłą miarką pancernej brzozy. Niby błahostka, ale znacząca i podważająca tezę, bo jak można nie zbadać dogłębnie podstawowego dowodu wokół którego buduje się kanwę wyjaśnienia przyczyny śmierci prezydenta państwa, szefa sztabu generalnego, dowódców wszystkich rodzajów wojsk, parlamentarzystów i innych osób zasłużonych dla państwa oraz załogi pierwszego samolotu RP.
Skoro każda rodzina w obliczu tragedii ma pełne prawo żądać od prokuratorów i sądów szczegółowych wyjaśnień przyczyn wypadków i innych zdarzeń śmiertelnych, to jak zrozumieć niechęć organów państwa do rozważania każdej hipotezy, która wyjaśniłaby, co stało się 10 kwietnia 2010 r. w okolicach lotniska w Smoleńsku?
W tej sprawie prosty podział na tych „oszołomów" z PiS-u i „racjonalną" resztę jest chybiony, bo takie właśnie uproszczenia są manipulacją i nie budują zaufania do państwa, które chce być sprawne, skuteczne i szanowane.
Piotr Kaniewski