Mieszkający w Płońsku (i tu rozpoczynający karierę) pięściarz Marcin Brzeski pokonał na punkty na gali w Międzyzdrojach reprezentanta Chorwacji Hrvoje Kisicka. Zapowiadał się szybki nokaut Chorwata, ale do tego nie doszło. Dlaczego, odpowiada Marcin Brzeski.
Maricn Brzeski w ocenie specjalistów jest wielce obiecującym młodym pięściarzem. Przy imponujących warunkach fizycznych zawodnik dysponuje potężnym ciosem, refleksem i wytrzymałością, co w kolejnych walkach powinno przekształcić się w bezapelacyjną dominację na ringu i przełożyć się na wielkie sukcesy na zawodowych ringach świata.
Marcin Brzeski karierę rozpoczynał w Płońsku pod okiem trenera Waldemara Wróblewskiego w klubie Budowlani Inżynieria. Obecnie zawodnik ma 24 lata, trenuje w Warszawie i Łomianakch pod kierunkiem Jarosława Soroko.
W niedzielę 18 sierpnia 2013 r. Marcin stoczył walkę z Chorwatem Hrvoje Kisickiem podczas Gali Bokserskiej Tomasza Babilońskiego w Międzyzdrojach. Bokserski wieczór transmitował Polsat Sport.
O walce i jej kulisach, a także o wdzięczności dla kibiców z Płońska i okolic opowiada Marcin Brzeski.
- Już na początku Hrvoje był liczony, a kibice czekali na pieczętujący walkę cios i wygraną Marcina Brzeskiego przez KO. A jednak do tego nie doszło.
- Rzeczywiście początek był dla mnie bardzo dobry. Dobrze trafiłem i rywal był liczony, jednak Hrvoje to nie jest ringowy mięczak, o czym wiedziałem.
- Nam przed telewizorami wydawało się, że twoja siła oraz różnica w wadze (118,7 Brzeskiego, 96,1 Kisicka) to tak wielkie atuty, że zakończysz walkę przed czasem.
- Na ringu wygląda to trochę inaczej... Poza tym spodziewałem się zdecydowanego oporu, bo Kisicek stoczył już dziewięć walk w zawodowym ringu, a ja tylko trzy do tego pojedynku. Co prawda Chorwat aż cztery swoje walki przegrał, jednak nie przez nokaut a na punkty. To pokazuje, że nie jest zawodnikiem słabym, wręcz przeciwnie, jest mocny i odporny na ciosy, z czego się cieszę, bo ja przecież dopiero zbieram doświadczenie i jestem na początku tej bokserskiej zawodowej drogi.
- Komentatorzy w studio, ale też pewnie część kibiców sądzili, że straciłeś zbyt dużo sił w pierwszym starciu i dlatego potem walka wyglądała na nieco chaotyczną i dla ciebie bardzo ryzykowną.
- Problem w tym, że ruszając zbyt gorączkowo do boju doznałem kontuzji łokcia. To sprawiało mi duży ból, a ręka była mocno osłabiona. Ja nawet normalnie nie mogłem trzymać prawej ręki przy brodzie, bo cholernie mnie ten łokieć bolał i z minuty na minutę ten dyskomfort narastał. Teraz nie wiem, czy uchronię się przed operacją łokcia, ale o tym zdecydują lekarze. Na razie mam w tym miejscu założone usztywnienie.
- Na szczęście masz kolejną walkę do przodu, ale już w komentarzach w trakcie gali, jak również dziś pojawiają się głosy, ze mimo niewątpliwych walorów musisz jeszcze sporo popracować nad skutecznością i zimną krwią w ringu.
- To prawda, wiedziałem o tym przed walką, więcej wiem po niej. Trochę się za mocno podpalam na początku i angażuję sporo sił w pierwszej fazie walki. Ale korygujemy taktykę z trenerem i mam świadomość, że muszę nieco okiełznać temperament i być spokojniejszym w ringu w pierwszych minutach. Pod tym kątem dużo nad sobą pracuję, a kolejne walki na ringu zawodowym dają mi bardzo dużą lekcję pokory i rozsądku. Krytykując mnie, proszę wziąć pod uwagę, że to była dla mnie dopiero czwarta walka, a mimo tego czuję przecież, że za każdym kolejnym razem jest coraz lepiej. Teraz ciszę się, że z solidnym przeciwnikiem wywalczyłem swoje czwarte zwycięstwo. To jednak motywuje mnie i trenera do dalszej pracy, bo przecież chcę iść w górę a nie w dół. Wnioski w każdym razie wyciągamy na bieżąco, na spokojnie oglądamy zapis walk i tak jak teraz podejmujemy decyzje o korektach niektórych elementów treningowych. Po prostu potrzeba mi więcej ringowego doświadczenia, czyli kolejnych walk.
- To co jest następnego w ringowym grafiku Marcina Brzeskiego?
- Właśnie po gali w Międzyzdrojach otrzymaliśmy z trenerem i menadżerem propozycję udziału w walkach organizowanych przez Piotra Wilczewskiego. To ma się odbyć 25 października, a dodatkowo ofertę otrzymał także mój brat, który również uprawia boks. Na razie więc najpierw lekarz, korekta treningów i dogadywanie spraw związanych z występami październikowymi.
- A ty wracasz do Płońska w utarty nurt treningowy.
- Tak. Najpierw odeśpię Międzyzdroje, a potem jak zwykle: rano o godz. 10 codzienny bieg na 10 km w kierunku Baboszewa, potem odpoczynek, by na godzinę 16 dojechać do Łomianek na codzienny dwugodzinny trening.
- O ile kiedyś można cię było spotkać na treningach i walkach amatorskich w Płońsku to teraz kibicom, licznym, pozostaje tylko telewizja, by zobaczyć naszego bohatera w akcji. Może by tak udało się zorganizować walkę zawodową tu w Płońsku, na starych śmieciach?
- To jest także moje marzenie. W ten sposób mógłbym podziękować kibicom za kilka lat mocnego wsparcia, jakie tu dostałem w swoich początkach. Chętnie wystąpiłbym w Płońsku po nowym roku. To zależy jednak od mojego menedżera oraz sponsora pana Adama Guzowskiego i firmy DURASAN. Przy tej okazji chciałbym panu Adamowi Guzowskiemu serdecznie podziękować za potrzebne wsparcie, bo to dzięki niemu moja kariera idzie w przód.
- Czyli co robimy, naciskamy Adama Guzowskiego, by rozważył organizację walki zawodowej przed twoją macierzystą publicznością i licznymi kibicami?
- (śmiech) Ja nic o naciskach nie mówiłem...
- O.K., zwracamy się więc do sponsora z projektem organizacji twojego występu w Płońsku po nowym roku.
- Tak brzmi lepiej.
- Dziękuję za rozmowę i w imieniu Czytelników, też wśród nich twoich licznych kibiców, życzę chłodniejszej głowy w pierwszej rundzie i kolejnych sukcesów.
- Za życzenia nie dziękuję, a doświadczenie zdobywam stale. Pozdrawiam kibiców i dziękuję za doping, nawet ten sprzed telewizora!
Rozmawiał: Piotr Kaniewski
Na zdęciu tytułowym - Marcin Brzeski - fot. Global Boxing