Burmistrz i szef MCSiR organizują 23 sierpnia spotkanie z rodzicami dzieci, które dotąd trenowały w Tęczy. To oznacza, że znaczna część wypowiedzi prezesa Artura Kołodziejczyka staje się nieaktualna, a samo istnienie klubu w obecnej formule może przejść do historii. Tak być nie powinno.
Ministra Joanna Mucha na konferencji poolimpijskiej zapowiedziała, że rusza w teren, by także z samorządami dyskutować o nowym systemie edukacji sportowej dzieci i młodzieży. Także o popularyzacji sportu zwanego piłką nożną, sposobach finansowania kształcenia młodych sportowców i metodach wspierania takiej działalności. Wydaje się, że powinno się naszą Joannę zaprosić w pierwszej kolejności do Płońska, bo sprawa piłkarska się ryła na szczeblu seniorskim, a obecnie rozpoczyna się pewien spór o trenowanie dzieci i młodzieży.
Obie strony - samorząd i prezes klubu oraz niektórzy piłkarze - prezentują odmienne oceny zaistniałej sytuacji zarówno w kwestiach bieżących, jak i w sprawach perspektywicznych. Pewnie każda ocena zawiera mocne argumenty, tyle że porozumienie coraz bardziej się oddala.
Zachęcanie dzieci do uprawiania różnych dyscyplin sportowych powinno być priorytetem dla rodziców, szkoły czy samorządu stawianym w młodym wieku na równi z promowaniem i nagradzaniem za postępy w nauce. O wadze prawidłowego rozwoju fizycznego dzieci i młodzieży specjaliści napisali całe tomiszcza, udowadniając korzyści płynące z ogólnie rzecz biorąc „ruszania się".
Tymczasem polską specjalnością stały się uniki nawet od uczęszczania na lekcje w-f, co wspiera wielu rodziców, a szkoły przymykają oko, bo też nie mogą kwestionować zaświadczeń lekarskich. Rośnie więc kolejne pokolenie zesztywniałych grubasów, opitych napojami słodzonymi i objedzonych fast foodem. W młodym wieku tusza i brak ruchu nie dają jeszcze tak powalających efektów, które w postaci ogromnych problemów zdrowotnych pojawią się około 30 roku życia.
Jak mówił po olimpiadzie nasz attache olimpijski, senator i pasjonat sportu Andrzej Person, polski ubogi dorobek medalowy wynika m.in. z przyzwolenia na brak aktywności fizycznej w latach dziecięcych i w młodości. Person kondycję tych obu grup ocenił jako fatalną i bił na alarm, by zmienić w Polsce podejście do sportu, począwszy od szkoły. Szczególnie w zakresie pobłażliwości dla armii „chorych" dzieciaków. Senator porównał rodzicielskie i szkolne podejście do znaczenia sportu w Polsce i USA. Tu permanentne zwolnienie z w-f jest normą, tam rodzicom, szkole, ale i samym uczniom zależy na uprawianiu różnych dyscyplin sportu z dwóch powodów: zdrowotnych dla wszystkich i finansowych dla najlepszych. Ale co tam mierzyć się do potęgi, wystarczy przykład Węgier, Słowacji, Norwegii czy Włoch. Niezależnie od ilości medali w sportach letnich i zimowych, a także w sportach uprawianych najzwyczajniej po amatorsku - kultura fizyczna jest tam na znacznie wyższym niż u nas poziomie.
Cóż to ma za związek z Płońskiem, płońskim sportem czy płońską piłką nożną?
W pełnym zakresie całkowity i nierozerwalny, bo tu trzeba podjąć kroki zdecydowane i pozytywną kampanię w szkołach, skierowana także do rodziców i dzieci, niż koncentrować się na odbijaniu garstki młodych piłkarzy.
Im więcej aktywnych sportowo dzieci, tym szerszy wachlarz zapotrzebowania na kluby, szkółki i inne formy organizacyjne, które samorząd powinien ogarnąć wsparciem niekoniecznie wszędzie finansowym.
Drugi etap
Jeśli już udałaby się taka kampania promująca aktywność, jeśli rodzice braliby znaczniej mniej zaświadczeń od lekarzy uwalniających pociechy od pozytywnego wysiłku fizycznego, to pozostaje klubom tylko przebierać w narybku sportowym. Jednych można trenować tak, by rozwijali się prawidłowo i czerpali radość z aktywności, a drugich kształtować sportowo, bo jeśli rokowania są dobre, to potrzebna tylko chęć ze strony zawodnika do regularnego treningu. Nie trzeba zaraz myśleć o medalach olimpijskich czy mistrzostwach świata - to są brylanty, a cieszyć mogą perły i perełki.
Tu rozpoczyna się dylemat piłkarski. Tak w życiu, jak i w sporcie najbardziej cieszy awans lub możliwość rywalizacji. Wyobraźmy więc sobie piłkę nożną po płońsku, gdzie po przejściu kilku szczebli szkolenia na poziomie juniorskim nie można zagrać w swojej drużynie seniorskiej, bo jej po prostu nie ma. To znaczy na razie jej nie ma, od przyszłego roku może będzie i zacznie od B-klasy, by po czterech latach wrócić do IV ligi, potem może mieć kolejna szansę na awans do ligi trzeciej... A potem kolejna zawierucha i tak w koło Macieju w powtarzalnych cyklach.
Piłka nożna, czy się ją lubi czy nie, jest nadal najpopularniejszym sportem. Większość dzieciaków haratając w gałę obojętnie w jakim miejscu osiąga trzy cele na raz: rusza się, nieświadomie wykonuje trening interwałowy, buduje kondycję, czyli ogólnie rozwija się fizycznie; poza tym automatycznie rozwija w sobie cechy społeczne - określa swoja pozycje w grupie, uczy się zasad ustalania relacji, kształtuje osobowość i odkrywa szereg własnych cech; po trzecie, dzieciak haratając w gałę na orliku czy jakimkolwiek boisku po prostu marzy - jeden chce strzelić jak Ronaldo, drugi bronić jak Casillas, trzeci zagrać jak Podolski.
Droga do takiej kariery długa, nawet jeśli są poważne predyspozycje. Nie mając jednak w zasięgu ręki pierwszego klubu seniorskiego wielu młodych piłkarzy zmieni dyscyplinę lub pogra sobie od czasu do czasu z kolegami przed blokiem, bo nie każdego rodzica stać na wyjazdy do renomowanych szkółek, by dzieciaka pokazać i utorować mu karierę.
Natomiast już na boiska czwartej ligi od czasu do czasu wpadają skaucie klubów z Ekstraklasy lub nawet z lig zagranicznych. Cóż, płońszczan na razie w barwach Tęczy nie zobaczą. Może za parę lat.
Dla porównani: łatwiej jest wypromować utalentowanego lekkoatletę, bo w większości są to dyscypliny indywidualne, po drugie taniej jest pojechać w dwie czy trzy osoby na drugi koniec kraju, niż co dwa tygodnie wozić pełen autobus zawodników piłkarskich po województwie. Choć nie ma sensu brnięcie dalsze w porównania, bo te są niemożliwe, a obie dziedziny tak samo istotne.
Nic się nie stało, Płońszczanie nic się nie stało...
Chyba jednak się stało - klub spadł z IV ligi i nie został wystawiony w „okręgówce" w nowym sezonie, co oznacza spadek na sam dół ligowy i konieczność wspinania się od klasy B. Nie ma jednak jakiejkolwiek gwarancji, ze po trzech kolejnych sezonach uda się zapukać z powrotem do czwartej ligi, gdyż nawet w klasach niższych i najniższych grają zawodnicy ambitni, którzy nie zadowalają się jedną czy drugą wygraną. Ich też interesuje sukces, czyli Awans. Tęcza może w tych dolnych rejonach pozostać dłużej.
Czy o to chodziło? Zapewne nie, chociaż w tej kwestii istnieje najpoważniejsza rozbieżność w ocenach sytuacji pomiędzy prezesem Arturem Kołodziejczykiem i częścią piłkarzy a samorządem.
„Od dwóch lat bowiem, samorząd po prostu wycofał się ze wspólnie zaakceptowanego programu. Jak bowiem interpretować fakt czterokrotnego cięcia wysokości dofinansowania programu rozwoju? Życie jest brutalne, matematyka nieubłagana. Jeśli brakuje funduszy, w dodatku w momencie działania tak wielu grup szkoleniowych, musi się to skończyć źle. Trzeba tylko przypomnieć, że zaakceptowany plan rozwoju klubu przewidywał wydatki rzędu 250-350 tysięcy złotych. Realizacja była jednak tylko chwilowa. W ostatnim czasie samorząd postanowił, że wystarczy około 60 tysięcy zł" - pisze Artur Kołodziejczyk dodając, że ta kwota wystarczy jedynie na trenowanie młodzieży klubowej.
Na to oświadczenie natychmiast odpowiada urząd: „Samorząd Miasta Płońska nigdy nie obiecywał prezesowi Tęczy, że co roku z budżetu miasta klub dostanie 250-350 tys. zł. Takiej obietnicy nie było, bo być nie mogło. Dotacje dla klubów sportowych rozdzielane są w trybie konkursowym. Żaden samorząd nie może nikomu zagwarantować stałej dotacji." - pisze Katarzyna Mikołajewska, dyrektor Wydziału polityki Społecznej.
- Przez ostatnie cztery lata (2008-2011) klub piłkarski Tęcza 34 Płońsk, którego prezesem jest Artur Kołodziejczyk, otrzymał z kasy miasta pomoc publiczną w wysokości 1 127 060,00 zł, z czego 240 000,00 zł to szacunkowa wartość korzystania z obiektów sportowych. Tak czy inaczej na konto Tęczy przelano z kasy miasta prawie 900 tys. zł. - czytamy dalej w piśmie.
Z kolei z rozmów z piłkarzami Tęczy, którzy jeszcze w Płońsku pozostali, wynika, że istniał uzgodniony z samorządem kilkuletni plan rozwoju i wsparcia dla klubu, o czym pisze prezes Kołodziejczyk. - Chodziło o realizację programu „Moda na Tęczę". Program był dyskutowany w momencie, gdy klub był na fali wznoszącej, a burmistrz deklarował, że go popiera. W programie zawarto plany dotyczące prowadzenia kliku grup dziecięcy i młodzieżowych oraz drużyny seniorskiej. Koszty uczestniczenia w rozgrywkach ligowych istnieją, bo są to m.in. opłaty do związku piłkarskiego, diety dla sędziów, wyjazdy, trenerzy itd. - mówi jeden z liderów Tęczy. - Nagle wydatki samorządowe odcięto dla seniorów, prezes finansował drużynę z własnej kieszenie i teraz jest kozłem ofiarnym, a my „pseudo-zawodowcami, którzy robią ciemne interesy", co powiedział burmistrz. Cóż, nie tego się spodziewaliśmy - mówi piłkarz.
Tęcza dobra na plakat
Był czas, ze stadion w soboty i niedzielę huczał od dopingu, bo trybuny były pełne. Nawet jeśli trzeba było „piątkę" dać za bilet, to i tak ciągnął na Kopernika tłum kibiców niedzielnych i kibiców fanatycznych oraz liczna grupa tych, co pamiętają jeszcze czasy MZKS-u czy piłkarskiej drużyny Horteksu.
Część z tych osób pamięta przedwyborcze wzmożenie kibicowskie ze strony kandydatów na radnych i na burmistrza. - Wiadomo, nas było dużo, każdy ma rodzinę, dzieciaka w klubie lub sam grał. Więc kiedy było słychać, co to dla Tęczy każdy nie zrobi, to człowiek uwierzył - mówi „zasiedziały" płoński kibic.
I tak też od reszty środowiska słychać: Tęcza na plakat była dobra.
- Kiedyś, chyba z dziesięć lat temu, doszło do rewolucji w klubie, bo na zebraniu pojawiła się chyba stuosobowa ekipa nowych ludzi, którzy zrobili czystkę we władzach klubu. No i dobra, klub się zmienił, potem wybrano nowe władze - pana Szcześniaka, którego po kliku latach zastąpił pan Kołodzieczyk. Za Kołodziejczyka klub odżył, bo facet rzeczywiście piłkę lubi i się starał, co nas prawie doprowadziło do trzeciej ligi. Teraz widzę, że prezes mówi coś innego niż burmistrz, ale nie sądzę, żeby Kołodziejczyk kłamał mówiąc o kwotach. Może chodzi o coś zupełnie innego - dodaje uczestnik zebrania Tęczy sprzed 10 lat.
Prezes Tęczy też ma wątpliwości, czy problemem stały się wyłącznie pieniądze. - Okazało się, że nawet rozwój klubu piłkarskiego nie może pozostać ponadpolitycznym powodem do wspólnej dumy - pisze Artur Kołodzieczyk. - Nie wdając się w opowieści bez końca, doszło do tego, że prezes (szef lokalnej gazety) musiał się bez końca tłumaczyć (i jednej, i drugiej stronie), że nie chce wspierać żadnej z nich. Musiał też dementować liczne plotki o tym, że sukces w działalności sportowej widocznie potrzebny mu jest, by np. wystartować w wyborach na burmistrza. Dementowanie takich, i podobnych informacji nie znalazło chyba jednak do końca wiary...Bo od pewnego momentu sukces programu Moda na Tęczę zaczął chyba przeszkadzać - czytamy w liście Artura Kołodziejczyka.
Długi
- Pieniądze zabezpieczone w budżecie na rok 2012 na prowadzenie zajęć sportowych z piłki nożnej czekają. Konkurs nie może być rozstrzygnięty z powodu długów komorniczych Tęczy, o których Urząd Miejski w Płońsku jest regularnie przez komornika informowany. Prezes na ten temat w swoim oświadczeniu nic nie napisał, a to przecież główny i jedyny powód nieudzielania w tym roku dotacji dla Tęczy. Samorząd nie może wydać środków publicznych niezgodnie z celem, na który zostały przeznaczone w budżecie - czytamy z kolei w piśmie dyrektor Katarzyny Mikołajewskiej, która dodaje, że" Czekają nie tylko pieniądze, czekają także radni i urzędnicy gotowi do rozmów z władzami klubu. Odnosimy jednak wrażenie, że prezesowi nie zależy już tak jak kiedyś."
- Nieodzownym jest też przypomnienie zasadniczego faktu, o którym zdaje się, że nikt już nie pamięta. Kiedy usilnie proszono mnie (tak, to nie megalomania, a fakt), by kilka lat temu ratować Tęczę, klub miał już wtedy zobowiązania na poziomie ok. 200 tysięcy złotych. Tak, to trzeba głośno przypominać, kiedy kogoś dziwią obecne zaległości - argumentuje prezes klubu.
- Od wielu, wielu lat, proszę Państwa klub miał zobowiązania. Ratunkiem, i na wyjście z trudnej sytuacji, i na jednoczesny rozwój miał być właśnie program Moda na Tęczę. I brak jego realizacji okazuje się przysłowiowym gwoździem do trumny. Jeszcze raz powtórzę - trumny, której groźba nie jest datowana na ostatni rok, ale od kiedy pamiętam. Nie jest jednak moim celem grzebanie w przeszłości - ten wątek tylko gwoli uściślenia i przypomnienia, że problem nie pojawił się wczoraj - przypomina Artur Kołodziejczyk, a potwierdzają to znający temat radni oraz piłkarze z drużyny seniorskiej.
- Był wybór, albo po powołaniu Artura na prezesa zrobić zadymę i twardo domagać się zwrotu należności i wyjaśnienia powstania długów, albo iść do przodu. Artur wybrał rozwój i uważał, że z nowym projektem „Moda na Tęczę" uda się wykaraskać z powstałych przed nim długów i wyjść na prostą - wyjaśnia nam były piłkarz Tęczy.
W obecnej sytuacji klub nie mógłby przyjąć nawet tych 60 tys. zł, bo urząd wiedząc o monitach komorniczych nie może przekazać pieniędzy z góry skazanych na zajęcie, a klub z kolei powiększyłby w ten sposób stan swojego zadłużenia.
Pytanie jednak jest takie: czy naprawdę obiecano Tęczy wsparcie na poziomie, o którym pisze prezes Kołodziejczyk, a jeśli tak, to dlaczego obcięto kwoty? Rozbieżność zdań jest tak duża, że wymaga jasnej odpowiedzi, okazania ewentualnych dokumentów czy protokołów ze spotkań, na których deklaracje ewentualnie padły. Poza tym kwoty podane w piśmie dyr. Katarzyny Mikołajewskiej za lata 2008, 2009, 2010 mieszczą się w przedziale opisanym przez prezesa klubu, czyli 250-350 tys. zł rocznie. Skąd zatem tak skrajne zdania w tej kwestii, skoro w pierwszych trzech latach poziom wsparcia jest zbieżny z wypowiedzią prezesa Tęczy?
Tęcza bez młodzieży, czyli po Tęczy?
Na ostatniej sesji pojawiły się opinię o tym, że prezes klubu nie przejawia zainteresowania sprawami klubu, bo nie chodził na posiedzenia rady sportu, nie pojawił się tez na sesji. Na 22 sierpnia zaplanowano spotkanie przedstawicieli Tęczy z „negocjacyjną" grupa radnych. Spotkanie ma przynieść odpowiedź na wiele pytań i wątpliwości, a także dać samorządowi odpowiedź na pytanie: co dalej z klubem?
Nie czekając na przetrawienie tych wniosków, burmistrz i dyrektor MCSiR na 23 sierpnia o godz. 19 zapraszają do urzędu rodziców dzieci "które do tej pory trenowały w Tęczy".
Nie od dziś słychać, że drużyny dziecięce i młodzieżowe maja przejść pod kuratele MCSiR, który zajmie się treningami. Co zatem z Tęczą '34 Płońsk i z deklaracja prezesa sprzed kilku dni, że „Tęcza przecież nie przestaje istnieć, planuje intensywnie i systemowo pracować z młodzieżą, a jednocześnie stopniowo uzdrawiać sytuację finansową klubu." Oto jest pytanie, bo jeśli do takiego „przejęcia" dojdzie, to klub ze zobowiązaniami pozostanie sam na sam, gdyż nawet po ich uregulowaniu, pieniądze trafią do MCSiR lub specjalnej sekcji piłkarskiej, a klub ewentualnie w przyszłym roku może się ubiegać w konkursie o dotację gminną na szkolenie młodzieży.
Czy jednak Tęcza przetrwa tę burzę, skoro klub być może nie będzie posiadał żadnej sensownej sekcji, a opinia o prezesie klubu została poważnie nadszarpnięta przez część samorządowców i urzędników.
Dyrektor Katarzyna Mikołajewska w swoim piśmie przypomniała, że Tęcza otrzymywała bardzo wysokie dotacje na działalność w porównaniu z innymi klubami.
To fakt, który denerwował sportowców działaczy związanych z innymi dyscyplinami. Ale z drugiej strony, poprzez takie właśnie wsparcie, samorząd i jego reprezentanci czuli się jak właściciele Tęczy - no bo skoro tyle dają, to...
To jest być może najgłębsza przyczyna upadku płońskiej piłki, gdyż takie relacje nie są zdrowe i prędzej czy później musi dojść do zwarcia. Być może najlepszym wyjściem byłoby od nowa zawiązanie stowarzyszenia piłkarskiego, od którego politycy samorządowi powinni trzymać się na tyle daleko, żeby nie zaczęło się im wydawać, że dzieląc pieniędzmi publicznymi faktycznie też decydują o być albo nie być klubu.
Ze względu jednak na specyfikę dyscypliny jasno powinny zostać określone zasady korzystania z miejskiego stadionu oraz wszystkie sprawy związane z jego utrzymaniem. Urząd podając kwoty wsparcia dla klubu, podał też kwotę 240 tys. zł, jako szacunkową wartość za korzystanie z obiektów sportowych na przestrzeni czterech lat, to jednak nigdy z klubem nie było regulowane zapisami, nawet jeśli dotyczy wartości hipotetycznych - czyli m.in. kosztów utrzymania stadionu: koszenia trawy, remontów etc.).
Byłoby więc o czym dyskutować, by płońska piłka trafiała zawsze do cudzej bramki, a nie do własnej. Tylko czy do takiej dogłębnej rozmowy jest jeszcze wola i klimat?
Piotr Kaniewski
PS. W sprawie Tęczy pojawiają się także przecieki z podwórka powiatowego, bo w starostwie klub piłkarski zarejestrowany jest jako stowarzyszenie.
Sprawa dotyczy zapisu non-profit, czyli nie prowadzenia działalności zarobkowej, a wątpliwości zgłoszone na poniedziałkowym posiedzeniu jednej z komisji powiatowych dotyczą tego, czy np. opłacanie trenerów i piłkarzy nie było złamaniem zapisów statutu. Sprawa jest dyskutowana, ale co by nie mówić, to klimat do poważnych rozmów o płońskiej piłce, bez skłócania między sobą środowisk piłkarskich i kibicowskich, jest już chyba bardzo, bardzo zły. PK