Rzutem na taśmę chwilowo uratowany jest oddział rehabilitacji. Na internie niedługo zostanie tylko dwóch lekarzy na 60 pacjentów, więc oddział może być zamknięty. Nie wiadomo, co będzie z porodówką, laboratorium, hospicjum i innymi częściami szpitala powiatowego. Od wtorku 7 czerwca w placówce jest znów NIK. Pracownicy są niepewni własnej przyszłości, irytują się pacjenci oraz mieszkańcy powiatu, bo nikt nie ma złudzeń, że w szpitalu dzieje się bardzo źle. Już nie tylko my wzywamy dyrektora SPZZOZ w Płońsku do ustąpienia ze stanowiska lub władze powiatu do jego odwołania. W innym przypadku szpital publiczny – poszczególne jego segmenty działalności, czeka likwidacja lub nieuchronna aneksja przez obce podmioty.
Kawałki tynku z obskurnego daszka nad wejściem do oddziału rehabilitacji spadają na schody. Ci z pacjentów, którzy mogą poruszać się samodzielnie mają jednak tak różne schorzenia, że jeden nierozważny krok, nierówność może spowodować upadek i kolejne komplikacje zdrowotne.- Trzeba być naprawdę złym gospodarzem albo prowokować nieszczęście, żeby takiego drobiazgu nie naprawić – złości się pan w żółtej koszulce, napotkany przed wejściem.
Przekroczenie progu oddziału jest jak cofnięcie się w czasie o lat co najmniej kilkanaście. Łóżka i inne sprzęty pamiętają jeszcze epokę późnego Jaruzelskiego, jest ciasno i trochę tak, jakby o ergonomii – zwłaszcza w takim miejscu – nikt nie słyszał.
- Ale za to mamy wspaniałych rehabilitantów, młody zespół lekarski i oddane panie pielęgniarki – mówi nam pan Daniel, którego oczami chcieliśmy spojrzeć od środka na oddział płońskiej rehabilitacji.
Daniel Malinowski nie ma jeszcze czterdziestki. Do 13 września 2013 roku był bardzo aktywnym człowiekiem, właścicielem firmy budowlanej w rodzinnym Grodzisku Mazowieckim. Tego dnia doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Pan Daniel spadł na budowie z ponad sześciu metrów i trzasnęły mu dwa kręgi na odcinku szyjnym kręgosłupa. W wyniku tego zdarzenia mężczyzna jest sparaliżowany. Obecnie w pewnym zakresie sprawne są tylko ręce, dzięki czemu może m.in. obsługiwać klawiaturę laptopa. Sprawna jest też głowa, w której pan Daniel rejestruje i analizuje rożne absurdy występujące w placówkach medycznych. O płońskim oddziale rehabilitacji i jego kłopotach też powie niemało, bo widzi niejedno.
- Takiemu pacjentowi jak ja w roku przysługuje 6-tygodniowa rehabilitacja szpitalna, czyli tak naprawdę jeden pobyt, żeby były efekty – tłumaczy Daniel Malinowski. – Gdy już mogę starać się o kolejny taki pobyt, wówczas składam aplikację do dwóch, trzech placówek. Ale jeśli wiem, że zostanę przyjęty do Płońska, to tamte wycofuję. Właśnie u was mam najlepszą rehabilitację i wokół kompetentnych i wrażliwych ludzi, lekarzy, rehabilitantów, pielęgniarki – wylicza.
Płońska rehabilitacja oznacza dla pana Daniela dwie półtoragodzinne serie ćwiczeń manualnych i zabiegów (rano i po południu) oraz rehabilitację z użyciem lasera. Do tego dochodzą rozmowy z psycholożką z oddziału oraz inne codzienne działania pielęgnacyjne.
– Natomiast w innych szpitalach miałbym może raz na dobę 1,5 godziny łącznie tych wszystkich działań i zupełnie inne podejście do pacjenta. Dlatego jestem tu, bo sobie bardzo chwalę osoby, które się mną zajmują i skutki rehabilitacji. Nie wiem czy ktoś spoza pacjentów i ich rodzin wie, że do płońskiego szpitala na rehabilitację przywożą ludzi i wnoszą na oddział, a po kilku tygodniach oni sami wychodzą przy balkonikach lub o kulach. Czy trzeba lepszej rekomendacji dla personelu? – retorycznie pyta pan Daniel, który cieszy się tymi sukcesami swoich towarzyszy z oddziału szpitalnego, choć sam wie, że w jego przypadku mogłyby mu pomóc jedynie nowoczesne zabiegi operacyjne w Niemczech lub odbywające się od niedawna pionierskie operacje we Wrocławiu.
Pan Daniel nie narzeka na warunki w płońskiej rehabilitacji. – Widziałem podobny stan w Konstancinie i kilku innych miejscach. Owszem, wszędzie przydałyby się remonty, ale dla nas liczy się zupełnie cos innego. Dlatego nie rozumiemy, czemu w kółko w Płońsku słyszę o nierentowności oddziału, któremu grozi likwidacja. Może coś nie idzie w zarządzaniu, bo przecież dochodem z premią, jeśli można by tak mówić, jest odzyskiwanie przez nas sprawności. To jest przecież najważniejsze dla pacjenta, jego rodziny, lekarzy i fizjoterapeutów. To czysty zysk medyczny i społeczny – celnie wykłada nam pan Daniel ludzką ekonomikę istoty funkcjonowania medycyny.
Nie po to pan Daniel jest uważnym obserwatorem, żeby nie czynić porównań i analiz sytuacji. – W Konstancinie mogę się znaleźć najwcześniej w grudniu 2018 r. Przeciętnie na łóżko rehabilitacyjne czeka się 2-3 lata, to norma. Natomiast w Płońsku widzę po 1-2 tygodnie wolne łóżka na oddziale, mimo że pacjentów przecież nie brakuje. W takim razie oznacza to straty dla oddziału i szpitala, ponieważ wolnych miejsc jest po kilka jednocześnie. To chyba jest problem z koordynacją na szczeblu zarządczym, a nie naszych rehabilitantów, którzy mimo wykształcenia i stałego podnoszenia kwalifikacji na własny koszt, zarabiają marnie – ocenia Daniel Malinowski.
Panu Danielowi kolejny pobyt rehabilitacyjny w oddziale płońskiego szpitala kończy się w środę 8 czerwca. Powinien tu wrócić za kilka miesięcy. Do swoich znajomych lekarzy, pielęgniarek i fizjoterapeutów, których wszystkich ceni za fachowość. Pytanie tylko, czy będzie miał po co wrócić „na stare śmieci”?
Kontrakt podpisany nocą
Do końca maja br. dyrektor SPZZOZ w Płońsku Józef Świerczek powinien podpisać z warszawskim oddziałem NFZ kontrakt na świadczenie usług rehabilitacyjnych na drugie półrocze 2016 r. Wcześniej jednak dyrektor zwrócił się do NFZ o zwiększenie stawek za punkty procedur medycznych, co miało doprowadzić do zrównoważenia budżetu oddziału. Tą propozycją dyrektor chciał zwiększyć wpływ z NFZ o ok. 450 tys. zł.
Jednak 31 maja na spotkaniu z reprezentacją oddziału rehabilitacji Józef Świerczek wyraził przypuszczenie, że NFZ co najwyżej zgodzi się na połowę jego sugestii, co obniży deficyt do kwoty ponad 200 tys. zł. To, zdaniem dyrektora zbyt mało, by kontrakt podpisać. Józef Świerczek dał więc czas pracownikom oddziału do czwartku 2 czerwca, aby zastanowili się, czy zgodzą się na „zmianę formy zatrudnienia, bądź innej formy, by poprawić wynik finansowy Zakładu Rehabilitacji”. W związku z tym, że nie wyjaśniono szczegółowo, co znaczą te enigmatyczne propozycje, a także z uwagi na to, że z płac na oddziale nie ma już czego ścinać, pracownicy nie podjęli tematu.
Kluczowy dla dalszego funkcjonowania oddziału rehabilitacji był piątek 3 czerwca. To data graniczna na podpisanie umowy na drugie półrocze z warszawskim (mazowieckim) NFZ.
- Dyrektor kontraktu podpisać nie chciał. To było ewidentne działanie w tym celu, aby oddział, kolokwialnie mówiąc, uwalić – mówią nam pracownicy szpitala, nie tylko oddziału rehabilitacji. – Wiemy też, że dopiero po zdecydowanej interwencji starosty kontrakt dosłownie w nocy został podpisany, ale nie przez dyrektora. Potem pan Świerczek sam rozgłosił wśród załogi, „że został do tego zmuszony”. A gdyby nie został, to co by było dalej? – pytają zaskoczeni indolencją dyrektora pracownicy szpitala.
Wedle NFZ dalej byłoby tak, że fundusz ogłosiłbym konkurs na świadczenie usług.
Wątpliwe jednak, żeby wygrał go płoński szpital publiczny, bo znacznie lepszą ofertę mógłby przygotować inny prywatny podmiot zewnętrzny, o czym w szpitalu i w kręgach zainteresowanych tematem mówi się od dawna.
Warto przypomnieć, że taki wariant – świadczenia usług rehabilitacyjnych przez podmiot zewnętrzny – dyrektorowi Świerczkowi nie jest obcy. Już w maju ubiegłego roku, w ramach ogłoszonego przez dyrektora zarysu „Planu B”, rehabilitacja znalazła się poza strukturą SPZZOZ w Płońsku.
Innym wątkiem jest niewątpliwa konieczność modernizacji budynku, w którym oddział się znajduje. Zastanawiająca jest jednak wycena projektowa przedsięwzięcia, która oscyluje wokół 17 mln zł. A na to, co było wiadome, ani powiat, ani tym bardziej szpital takich pieniędzy nie wysupła i nie zdobędzie. Założenie, że ktoś ten obiekt wydzierżawi do świadczenia usług, z których dyrektor chciał dobrowolnie zrezygnować, w zamian za remont, jest kuriozalne. Po co ładować pieniądze w starą skorupę, skoro w innym miejscu Płońska można zbudować nowoczesny obiekt i tam świadczyć usługi, których dyrektor chętnie by się pozbył, co zaznaczył w swoim „planie B” z ubiegłego roku?
Wiemy skądinąd, że jest koncepcja, w jaki sposób uratować działalność oddziału, a przy okazji go modernizować za rozsądne pieniądze bez uszczerbku dla pacjentów. Nie jest to jednak pomysł Józefa Świerczka, który chętnie by dobry i ważny oddział oddał w dzierżawę, jak nie przymierzając przyszpitalny kiosk z drożdżówkami.
Lekarze nie chcą tu pracować
Dowody swojej dyrektorskiej niemocy Józef Świerczek dostarcza sam. W piśmie do starosty Andrzeja Stolpy z 1 czerwca br. dyrektor szpitala informuje, iż niedługo na oddziale 60-łóżkowym pozostanie mu jedynie dwóch lekarzy. Powód? Wypowiedzenie umowy o pracę złożyła niedawno odwołana ordynator Katarzyna Radecka-Kołcz, a podobny ruch zapowiedziała Beata Szolc.
Dyrektor poinformował więc starostę, że mimo usilnych starań oraz proponowania preferencyjnych stawek godzinowych nie udało mu się znaleźć obsady lekarskiej na internę. W piśmie do starosty (poniżej) wymienione są media, w których odpowiednie anonse się znalazły. Nikt z adresatów anonsów nie wyraził ochoty na pracę w Płońsku.
W związku z tym dyrektor ostrzega, że w niedługim czasie będzie musiał wszcząć procedurę „czasowego zaprzestania działalności leczniczej w oddziałach niezabiegowych”. Czy dyrektor samodzielnie podejmie tak dramatyczną – jak sam to określa – decyzję? Skąd! Ma to „zaklepać” Rada Społeczna SPZZOZ, Zarząd oraz Rada Powiatu, czyli skromnie licząc jakieś 40 osób. Kto wówczas będzie odpowiedzialny za kolejny ruch w dziele upadku szpitala? Organy doradcze, kontrolne i właścicielskie, które po to wynajmują dyrektora, by solidnie oraz sprawnie kierował placówką, a nie zrzucał na nich całą odpowiedzialność.
W kręgu lekarskim (które nie jest aż tak wielkie) od pewnego czasu płoński szpital nie jest na liście topowych miejsc pracy. I wcale nie chodzi o zakres pracy, liczbę dyżurów i pieniądze, ale o nieznośną atmosferę. Jak się dowiedzieliśmy od naszych szpitalnych rozmówców, była ordynator interny też nie złożyła wypowiedzenia, bo jej się nie podoba jej zawód czy zakres obowiązków, ale relacje i klimat w pracy.
Doktor Radecka-Kołcz nie jest pierwszym lekarzem, który kończy przygodę z płońskim szpitalem pod dyrekcją Józefa Świerczka. Na tej liście znajdziemy zarówno doświadczonych, dobrych płońskich lekarzy, jak i młodych medyków z innych miejsc Polski, którzy z tym miejscem chcieli związać swoje zawodowe życie. W środowisku wieści rozchodzą się szybko, dlatego nie ma się co dziwić, że nawet „preferencyjnymi stawkami” dyrektor nikogo nie może zanęcić.
Leśna Góra czy powiatowa dziura? - komentarz
Przez wiele lat płoński szpital wstawał z kolan, jak to się dziś mawia. I udało się to, bo szpital to ludzie, którzy w nim pracują, ci którzy się w nim skutecznie leczą i ci, co będąc z boku, tworzą wokół niego dobry klimat. Tak buduje się markę, co przez dłuższy czas udawało się. Nie było wstydem dla specjalistów z Warszawy, Płocka czy innych szpitali operować i diagnozować tu pacjentów, prowadzić swego rodzaju warsztaty praktyczne dla młodych lekarzy, a także ułatwiać lekarzom z Płońska szybkie kontakty dla pacjentów wymagających wysokospecjalistycznej interwencji. Tak było.
Co najmniej od półtora roku szpital idzie jednak złą drogą i chyli się ku upadkowi, co dyrektor sam potwierdza w licznych pismach do starosty, rady społecznej, tudzież w komunikatach do innych organów. Na dodatek po drodze było kilka przegranych kosztownych, przewlekłych procesów sądowych; nadal toczą się kolejne sprawy oraz postępowania prokuratorskie związane bezpośrednio z działalnością zarządczą.
Zła passa dyrektora Świerczka i władz powiatu zaczęła się już dzień po wyborach samorządowych w listopadzie 2014 r. i trwa do dziś. Kryzys szpitala powiatowego w Płońsku osiągnął już taki stan, że nie można mówić, iż się pogłębia, bo już osiągnął on absolutne dno.
Dziś mamy pewien rodzaj wojny hybrydowej o szpital i pacjentów. Wszyscy widzą, co się dzieje wewnątrz szpitala, słyszą, kto może szybko wejść w te buty i w stan posiadania, ale odpowiedzialni za decyzję ratunkowe mamią nas zapewnieniem, że żadnych „zielonych ludzików” nie ma. Są, bo to poza obszarem medycznym również wielki biznes!
Nie zawsze i nie o wszystko należy obwiniać NFZ i złych ludzi, którzy wkładają patyki w szprychy. Ten szpitalny pojazd już nie ma kół ani silnika zdolnego wytworzyć moc do działania.
Nie ma też już czasu, by zarząd powiatu i rada powiatu biernie przyglądały się kolejnym działaniom na szkodę szpitala, bo jak inaczej nazwać choćby opór przed podpisaniem kontraktu dla rehabilitacji? Czy upór dyrektora jest ważniejszy niż dobro pana Daniela i pozostałych, którzy dzięki fachowcom z oddziału czują się lepiej albo wstają po udarach, ciężkich złamaniach i mogą nadal cieszyć się życiem?
Problem płońskiego szpitala ma imię i nazwisko oraz niewątpliwy dorobek. Ale czas na zmiany, bo obecny stan zarządzania szpitalem i brak pomysłów można porównać do tego obskurnego daszka nad wejściem do rehabilitacji. Sypie się, zagraża zdrowiu lub nawet życiu i nie ma komu go chociaż połatać, żeby całkiem nie runął.
Kiedyś, w 1980 roku, odbywała się w Stanach debata prezydencka. Naprzeciw siebie stanęli urzędujący Jimmy Carter i pretendent Ronald Reagan. Późniejszy prezydent treściwie i lapidarnie podsumował ówczesny stan państwa: „Recesja jest wtedy, kiedy sąsiad traci pracę. Depresja, kiedy ty ja tracisz. A uzdrowienie nastąpi wtedy, kiedy prezydent Carter straci swoją.”
Też żądamy uzdrowienia sytuacji w płońskim szpitalu i wokół niego. Tak mówią pracownicy, pacjenci i mieszkańcy Płońska oraz powiatu.
Piotr Kaniewski
Pierwszy obiektywny artykuł w ostatnim czasie. Miła odmiana po tym bełkocie z Płońszczaka :) Dziękujemy. Tajne referendum za odwolaniem dyrektora to doskonaly pomysl, mozna by sie przestac bac. Chociaz dyrektor ma tylu szpicli ze i tak ktos by doniosl...np naczelny "informatyk" . Ktos slyszal o tym zeby informatyk bral udzial w odprawie dyrektora z zastepcami ? A kto ma dostep do wszystkich podsluchow i kamer? Polaczcie fakty sami...