Potwierdzenie tezy zawartej w tytule znajdujemy w wypowiedzi dla redakcji starosty płońskiego Andrzeja Stolpy oraz dyrektora SPZZOZ w Płońsku Józefa Świerczka, w piśmie do związków zawodowych. Prawdopodobnie to jest częścią tajnego dotąd „Planu B" dyrektora szpitala. Na razie pięć szpitalnych związków zawodowych wzywa Józefa Świerczka do zaprzestania wymuszania na pracownikach deklaracji obniżenia sobie zarobków, na co dyrektor odpowiada, że nikogo nie zmuszał ani nie zmusza do takich działań i wytyka związkom brak dobrej woli. Wszystko w ramach kolejnej akcji „ratowania szpitala".
Czy sięganie po raz kolejny do kieszeni pracowników jest jedynym pomysłem menedżera zarządzającego ponad 40-milionowym budżetem i 530 osobową kadrą placówki leczniczej świadczącej opiekę medyczną dla blisko 100 tysięcy ludzi?
Krótkie przypomnienie
Dzień po ubiegłorocznych wyborach samorządowych, 17 listopada 2014 r., dyrektor Józef Świerczek skierował pismo do zarządu powiatu, oddając się do jego dyspozycji. Powodem była zła sytuacja finansowa szpitala i przewidywany niższy kontrakt z NFZ na kolejny rok, co może wygenerować deficyt w wysokości ponad 2 mln zł. Dyrektor stwierdził także, że nie jest w stanie stanąć kolejny raz przed pracownikami i prosić ich o zmniejszanie sobie wynagrodzeń.
Zarząd personalnej decyzji nie podjął, ale „ w toku dyskusji ustalono, że należy podjąć pilne działania w celu uzdrowienia sytuacji finansowej". Dlatego do pracowników trafiła informacja, aby jednak zrzekli się 6,5 proc. swoich wynagrodzeń. Akcja nie znalazła uznania wśród załogi. Następnie dyrektor szpitala po 19 grudnia przebywał na zwolnieniu lekarskim, a potem na urlopie (aż do 20 lutego 2015 r.). W tym trudnym dla szpitala momencie na placu boju pozostali tylko jego zastępcy ds. medycznych i administracyjno-gospodarczych oraz płoński starosta.
Podczas nieobecności dyrektora Józefa Świerczka zaniechano kontynuowania akcji o zrzekaniu się części wynagrodzeń. W to miejsce odbywały się spotkania z grupami zawodowymi, tworzono zespół naprawczy i opracowywano koncepcje wyjścia z kryzysu.
Dziś Józef Świerczek skarży się związkom zawodowym na starostę i swoich zastępców, że niczego podczas jego nieobecności nie zrobili, m.in. nie przedstawili mu planu naprawczego dla szpitala. Tuż po powrocie dyrektora, z funkcji jego zastępcy ds. medycznych zrezygnował Zbigniew Scharoch, dodatkowo Szpitalny Oddział Ratunkowy stracił ordynatora i jednocześnie kierownika pogotowia (złożył wypowiedzenie), szef pionu pielęgniarskiego przebywa na zwolnieniu lekarskim, podobnie jak kilka innych osób istotnych z punktu widzenia prawidłowego zarządzania placówką.
W tej sytuacji dyrektor przyjmuje na siebie szereg dodatkowych obowiązków, zapowiada bolesny i dotkliwy plan ratunkowy i wraca do pomysłu obniżania sobie wynagrodzeń przez pracowników. Józef Świerczek zaznacza jednak, że nie chce już kierować płońskim szpitalem, co trzykrotnie zgłaszał, ale to starosta nie chce go stąd wypuścić.
Z kolei załoga nie chce już przyglądać się temu - jak sami określają - żenującemu spektaklowi dziwnych relacji pomiędzy dyrektorem i starostą. Szefowe pięciu związków zawodowych wystosowały więc pismo do dyrektora, bo większość załogi ma już dość gierek, które kończą się i tak u nich w kieszeniach. (List w całości można przeczytać tu - kliknij)
Tak zwana „własna wola"
Przewodniczące pięciu związków zawodowych działających w szpitalu (NSZZ Pracowników Ochrony Zdrowia, Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność", Komisja Zakładowa ZZ Techników Medycznych „Medyk", NSZZ „Solidarność '80", OZZ Pielęgniarek i Położnych) skierowały 9 marca list do dyrektora Józefa Świerczka.
Reprezentantki załogi wytknęły dyrektorowi, że związki nie otrzymały oficjalnej informacji o wznowieniu działań w sprawie obniżania wynagrodzeń. Jak twierdzą jedyne spotkanie z nimi dotyczące sytuacji szpitala odbyło się 29 stycznia z udziałem starosty i dwóch zastępców dyrektora SPZZOZ, na którym zarówno zastępca dyrektora Zbigniew Scharoch jak i starosta Andrzej Stolpa zapewniali, że nie będzie obniżek wynagrodzeń, zamykania oddziałów ani przekształcania szpitala w spółkę.
Powołano za to zespół naprawczy - piszą przewodniczące - ale nie wiedzą, jaki jest efekt tych działań. Z kolei ponowioną propozycję obniżania sobie wynagrodzeń przez pracowników działaczki związkowe oceniają jako wielce oburzającą. „Zmuszanie pracowników, na tzw. „z własnej woli" obniżenie swoich poborów stało się od trzech lat jedynym sposobem na ratowanie sytuacji finansowej" - czytamy w piśmie do dyrektora Świerczka.
Autorki listu oraz reprezentowana przez nich większość pracowników szpitala i jednostek nie kryją rozczarowania tym, że dyrektor mimo wcześniejszych deklaracji, że nie sięgnie ponownie do kieszeni pracowników, jednak to robi. „Domagamy się zaprzestania wymuszania na pracownikach deklaracji obniżenia wynagrodzenia, które i tak od kilku lat nie uległo podwyższeniu, mimo corocznej inflacji" - kończą przewodniczące pięciu związków zawodowych z SPZZOZ w Płońsku.
Nie chcę, ale muszę?
Józef Świerczek wystosował 12 marca obszerną i oryginalną odpowiedź do przewodniczących pięciu związków zawodowych (pełna treść znajduje się tu - kliknij).
Z lektury wynika, że dyrektor kilka razy na ręce starosty składał rezygnację z pełnionej funkcji, jednak za każdym razem starosta odmawiał.
Jednocześnie Józef Świerczek jednoznacznie dystansuje się od starosty i składanych przez niego deklaracji wobec pracowników dotyczących wycofania się z pomysłu obniżki wynagrodzeń, gwarancji nie zamykania oddziałów itp. Dyrektor nie jest w stanie wypowiadać się na temat audytu ani zespołu „naprawczego" (nie byłem autorem tego pomysłu" - fragment z pisma do związków).
Jednak jako kuriozalną z punktu widzenia istoty kompetencji dyrektora placówki należy uznać wypowiedź Józefa Świerczka dotycząca tego, że „nikt również nie przedstawił mi do tej pory propozycji działań uzdrawiających sytuację finansową szpitala". „Po powrocie do pracy nie zastałem żadnych nowych koncepcji uzdrowienia sytuacji finansowej" - to kolejny fragment z pisma dyrektora. Wydaje się, że zdania tej treść mógłby do dyrektora szpitala kierować starosta, a nie odwrotnie.
Dyrektor Józef Świerczek dystansuje się także od decyzji w sprawie podpisania kontraktu dla szpitala na 2015 r. z Narodowym Funduszem Zdrowia. „Zobowiązano mnie do podpisania niekorzystnego według mnie kontraktu" - czytamy w liście do związków zawodowych.
Wszystko przez „doktorów"
Kto jest winien temu, że ponownie trzeba sięgnąć do kieszeni pracownikowi po pieniądze na „ratowanie" szpitala? Lekarze ! - sugeruje dyrektor Świerczek.
Dyrektor napisał, że starosta polecił mu, aby spróbował zrównoważyć budżet na 2015 r. „Nie podjąłbym się tego, gdyby nie fakt, że grupa lekarzy przeprowadziła ze mną rozmowę. Przekonywali mnie, że nie powinienem odchodzić i zadeklarowali gotowość do obniżenia pensji. Po negocjacjach ustalono, że będzie to 8 %" - czytamy w piśmie do związków zawodowych.
Właśnie po tej szczerej rozmowie z niektórymi kolegami lekarzami, dyrektor zdecydował się na spotkania z grupami zawodowymi i zaproponował im obniżkę wynagrodzeń o 6,5 proc. To wynik współczującej postawy grupy lekarzy - podkreśla dyrektor.
Związki roszczeniowo-opozycyjne
Dyrektor w swojej odpowiedzi na pismo od przewodniczących związków zawodowych nie kryje rozżalenia ich postawą. Józef Świerczek skarży się, że związki zamiast być siłą „doradczo-negocjacyjną", przyjęły postawę „roszczeniowo-opozycyjną".
Dyrektor wytyka szefowym związków, że to one nie poinformowały załogi o stanie finansów szpitala, mimo iż dysponowały pełnym materiałem sprawozdawczym w tym zakresie. „Nie zostałem też zaproszony przez żaden Związek celem złożenia jakichkolwiek wyjaśnień. Jestem więc rozczarowany postawą Pań oraz tym, że zgłaszacie Panie jedynie zarzuty a nie wnosicie żadnych konstruktywnych propozycji" - napisał dyrektor szpitala.
Józef Świerczek informuje związkowców, że nie konsultował sprawy obniżania sobie wynagrodzeń, bo i tak ich opinia byłaby w tej sprawie negatywna. Za to konsultowałby ze związkami „dzielenie podwyżek".
Według dyrektora normalnym jest, że w sytuacji kryzysowej „pracownicy oszczędzają na sobie (obniżka wynagrodzeń), co umożliwia utrzymanie płynności finansowej i miejsc pracy". W tym przypadku dyrektor powołuje się na doświadczenia innych zakładów pracy, choć nie pisze już, że taka metoda zarządzania, szeroko stosowana w latach 90, przeważnie kończyła się fiaskiem - głównie likwidacją takiego zakładu pracy lub jego szybką prywatyzacją.
W piśmie do związków dyrektor deklaruje, że spotka się z ich przewodniczącymi, ale dopiero po kolejnym posiedzeniu Rady Społecznej SPZZOZ i jeśli przewodniczące przedstawią mu lepsze rozwiązanie to je przyjmie i przedstawi władzom powiatu.
Kończąc swój długi wywód do przewodniczących związków zawodowych, dyrektor ostrzega, że „ Im później będzie on wdrożony (Plan „B" - red.) i im więcej odbędzie się dyskusji, tym będzie bardziej bolesny i dotkliwy".
Toniemy? To nie my!
Plan „B" przed którym drży załoga szpitala i z niepokojem oczekują jego ogłoszenia pacjenci jest znany niewielkiej grupie osób. Można wątpić, czy ten plan w ogóle istnieje jako spójna koncepcja, bo sam dyrektor szpitala w liście do związków zawodowych informuje, że „na Radzie Społecznej pozwolę sobie przedstawić wstępną propozycję części rozwiązań tzw. „planu B".
Alarm o złej kondycji finansowej szpitala i dalej idących przewidywaniach w tym zakresie dyrektor ogłosił 17 listopada 2014 r., oddając się do dyspozycji zarządu powiatu. Policzmy - od tego czasu minęły równo cztery miesiące. W porządnie zarządzanej firmie w ciągu 120 dni stworzone są i wdrożone kompleksowe programy naprawcze, a nie tylko prezentowane ich „wstępne propozycje części rozwiązań".
Jak mogą wyglądać te zręby szpitalnego „Planu B"? Częściowo zawiera to wyraźna groźba dyrektora o bolesnym i dotkliwym działaniu w razie przewlekania decyzji. Nieco więcej światła rzuca wypowiedź starosty Andrzej Stolpy:
- Z tego co wiem, dyrektor szpitala zwrócił się do pracowników o dobrowolne zrzeczenie się części wynagrodzenia. Część pracowników wyraziła na to zgodę, a część nie. Dyrektor został zobligowany do zrównoważenia budżetu szpitala. Alternatywą dla tych ograniczeń zarobków jest likwidacja bądź restrukturyzacja najbardziej deficytowych komórek organizacyjnych i oddziałów szpitala lub zmiana formy zatrudnienia z umów o pracę na kontrakty.(odpowiedź starosty nadesłana do redakcji 9 marca - red.)
Jak to może wyglądać. Otóż z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że radzie społecznej zostanie przedstawiona koncepcja m.in. połączenia oddziału kardiologicznego z oddziałem chorób wewnętrznych. Nawet jeśli w przyszłej nazwie coś z tej kardiologii by zostało, to NFZ nie połączy kontraktów z obu oddziałów. Takie działania w duchu „oszczędności" podejmowano już w różnych szpitalach, większych i mniejszych od naszego, i kończyło się to wygenerowaniem dodatkowych kosztów, a nie żadnym zyskiem czy oszczędnością.
Na celowniku twórców „Planu B" są też takie komórki organizacyjne szpitala jak: położnictwo, przychodnia oraz Zakład Opiekuńczo-Leczniczy. To wytknął dyrektor przedstawicielkom trzech związków zawodowych, które podpisały się pod pismem do niego, a które pracują w tych miejscach. Wedle dyrektora to te trzy jednostki generują stratę, sięgająca połowy strat finansowych z kilkunastu komórek. To wyraźne wskazanie, kogo może najszybciej dotknąć „bolesny i dotkliwy" plan uzdrawiający.
Dyrektor bardzo oszczędnie gospodaruje informacjami zarówno wobec związków zawodowych, pracowników czy radnych powiatu. Ale mimo wszystko nawet na szczątkowych danych można tworzyć pewien obraz sytuacji. Otóż dyrektor przyznał w piśmie do związków zawodowych, że osoby które podpisały zgody na obniżenie swoich pensji, przyczyniły się w ten sposób do oszczędności rzędu 1 miliona zł do końca roku.
Z naszych informacji wynika, że nie jest to grupa liczna, poniżej 100 osób z 536 osobowej załogi. Deklarację złożyło m.in. 18 lekarzy (na 36 etatowych), kilka osób prowadzących własną działalność gospodarczą oraz część pracowników administracji, przychodni i oddziału rehabilitacji. Jeśli więc tylko tak niewielka grupa pracowników z kilku procent obniżki generuje milion złotych w 10 miesięcy, to jakie są koszty pracy w płońskim szpitalu?
Na to może odpowiedzieć sprawozdanie finansowe, którym dysponuje powiat. Jeżeli z kontraktu oscylującego wokół kwoty 46 mln zł aż 36 mln zł idzie na płace i pochodne (dla pracowników etatowych oraz płace kontraktowe i na samozatrudnienie), to nic dziwnego, że często brakuje na leki dla pacjentów oraz na inne wydatki.
Lepiej zmienić plan, niż wywrócić szpital
Odpowiedzią na różne wątpliwości m.in. radnych, członków rady społecznej, pracowników a także mieszkańców powiatu płońskiego powinna być zamiana „Planu B" dyrektora Józefa Świerczka na plan A-Z umożliwiający prawidłowe zaplanowanie przyszłości szpitala publicznego.
Plan A-Z to audyt zewnętrzny, kompleksowy przegląd organizacyjny, finansowy i medyczny przeprowadzony przez profesjonalną firmę, doświadczoną w pomaganiu publicznym placówkom ochrony zdrowia w wychodzeniu na prostą i w rozwoju. Już zmarnowano cztery miesiące.
Jeśli remedium na stan finansów jest straszenie pracowników utratą pracy a z drugiej uporczywe wyciąganie im pieniędzy z kieszeni, świadczy to tylko o bezradności. Dziwi fakt, że nie ma wobec tej praktyki jednoznacznej reakcji władz powiatu, które są przez dyrektora traktowane dość nonszalancko - delikatnie mówiąc. Mimo tego dla starosty przyszłość szpitala bez dyrektora, który aż się rwie, by odejść, jest nie do wyobrażenia.
A szpital miał się przecież rozwijać, nie rolować. Już teraz rolowani są pracownicy, zwłaszcza z najsłabszych grup wynagradzania, oraz pacjenci, dla których często brakuje lekarstw i muszą o nie zadbać sami.
Piotr Kaniewski
Fot. Darek Kaźmierczak