Kwestia płatnych nadgodzin dla całego kierownictwa płońskiego ratusza wywołała spory rezonans społeczny jeśli chodzi o zasadę, ale również kwoty. W protokole Regionalnej Izby Obrachunkowej zapisano, że za nadgodziny w 2011 r. burmistrz, zastępca burmistrza, sekretarz, skarbnik i zastępca skarbnika, a więc całe najwyższe kierownictwo urzędu, otrzymało jednorazowo na koniec roku łącznie 68 398,56 zł brutto.
O ile by założyć, że przeciętna pensja w Płońsku osiąga np. 2000 tys. brutto, to burmistrz za same tylko nadgodziny wziął w 2011 r. takich wynagrodzeń blisko 16, a więc za jeden cały rok plus do kolejnej Wielkanocy!
Wszystko zostało oparte na opinii prawnej zamówionej przez urząd, co podkreśliło RIO (dodając, że nie ma na taką okoliczność żadnej decyzji rady miejskiej), a także na co powołała się sekretarz miasta w odpowiedzi nam udzielonej. Ponadto sekretarz szybko podliczyła, że statystycznie burmistrz na te nadgodziny pracował niespełna 60 minut dzielnie.
Małe miki - można powiedzieć, tylko jak to wytłumaczyć reszcie płońszczan, którzy też by chętnie potyrali godzinkę dziennie na kwotę burmistrzowską, albo nawet zastępcy burmistrza (18 tysięcy z okładem), czy sekretarz miasta (ponad 9 tysięcy).
Warto tu wspomnieć, że mimo zmiany ustawy o pracownikach samorządowych, na podstawie której powstała korzystna - jak mniemamy dla wszystkich samorządowców szczebla kierowniczego - płońska opinia, to żaden inny burmistrz, wójt czy starosta nie ma płacone za nadgodziny, co skrzętnie opisała red. Katarzyna Olszewska w „Płońszczaku". Więc mimo możliwości jak się okazuje prawnych, czyli mając podkładkę, nie żądają z kasy swoich samorządów rekompensat finansowych, bo być może mieszkańcom ich samorządów trudno by było wytłumaczyć, że w procesie wyborczym zawarli oni kontrakt z nimi wyłącznie na osiem godzin dziennie. I być może stąd nawet chęć stłumiona obawą, że skoro mamy widoczny kryzys, to skrupulatne wyliczanie swoich nadgodzin byłoby po prostu nie w porządku.
To tylko cześć prawdy, bo być może starosta, burmistrz Raciąża i wójtowie dziesięciu pozostałych gmin opierają się także na innych wykładniach polskiego prawa. Ale o tym za chwilę.
Jak burmistrz na miotle latał
Najpierw sięgnijmy po przykład konwencji „na wesoło". Jak na nadgodzinach oszczędzają choćby we Włoszech?
Informację tę podała Polska Agencja Prasowa 23 lipca tego roku, a za nią Gazeta.pl oraz portal TVN24.
Otóż burmistrz miasteczka Calalzo di Cadore na północy Włoch - Luca De Carlo (na zdjęciu) osobiście, razem z asesorem, latem zamiata ulice. - Wygnali go z ratusza? - spyta ktoś czujnie i zaczepnie. Nie! Jak wyjaśnił burmistrz, większość pracowników zakładu komunalnego jest teraz na przysługujących im zgodnie z prawem wakacjach, a na dodatek w miejskiej kasie nie ma pieniędzy na godziny nadliczbowe (sic!) dla ewentualnych zastępców.
Luca De Carlo przeszedł w tym celu nawet specjalne szkolenie, żeby sobie trzonkiem krzywdy nie zrobił.
Na forum Gazeta.pl skomentowano ten artykuł, że to co łączy nasze podejście z włoskim, to szkolenie. Z tym że u nas odbyłoby się ono na Seszelach - skonkludował czytelnik.
A co łączy Płońsk z Calalzo di Cadore? Nic, poza tym że i tu i tam jest kryzys, choć u nas jak widać dotyka on wyłącznie tzw. maluczkich.
To tyle z kącika rozrywki.
Nieprecyzyjny przepis dosłownie na wagę złota
W Płońsku wypłata pieniędzy za nadgodziny oparta jest na interpretacji art. 42 Ustawy o pracownikach samorządowych, która uległa korektom w 2008 r. Okazało się, że otworzyła się furtka rozwikłująca problemy burmistrza Płońska, który wielokrotnie podnosił, że pracuje na rzecz miasta znacznie więcej niż osiem godzin dziennie, a także w weekendy.
Teoretycznie mógłby odebrać sobie rekompensaty w postaci równowartości godzin czy dni wolnych, ale skoro jest i tak permanentnie potrzebny w stanie aktywności, to i tak nie mógłby tego zrobić.
Ustawa więc stworzyła sposobność, by w wyniku korzystnej opinii pobierać ekwiwalent pieniężny.
Jak świat światem, jedna interpretacja powoduje kontr interpretację z przywołaniem innych praw, które dla czystości sytuacji powinny mieć zastosowanie.
Od zaprzyjaźnionego Czytelnika otrzymałem z portalu lex.online.pl wyciąg komentarzy dotyczących interpretacji właśnie art. 42 wymienionej ustawy. Dla bardziej zaciekawionych tematem całość jest opublikowana w załączniku powyżej.
Zacytuje więc fragment pracy Heleny Szewczyk pt. „ Czas pracy w godzinach nadliczbowych w urzędach i innych samorządowych jednostkach organizacyjnych":
„ W art. 42 ustawy z dnia 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (Dz. U. Nr 223, poz. 1458 z późn. zm.) - dalej u.p.s., zwanej również pragmatyką samorządową, uregulowane zostały niektóre kwestie związane z czasem pracy w godzinach nadliczbowych w urzędach oraz innych samorządowych jednostkach organizacyjnych. Przepis ten nie reguluje jednak tej problematyki w sposób wyczerpujący.
Do problematyki czasu pracy w samorządzie terytorialnym w zakresie nieuregulowanym w pragmatyce samorządowej ma zastosowanie przede wszystkim ustawa z dnia 26 czerwca 1974 r. - Kodeks pracy (tekst jedn.: Dz. U. z 1998 r. Nr 21, poz. 94 z późn. zm.) - dalej k.p. - oraz inne przepisy prawa pracy. Chodzi tu zwłaszcza o art. 151-1516 k.p. w zw. z art. 43 § 1 u.p.s."
Dalej autorka przywołuje dwa sposoby interpretowania zapisów, a w związku z niemożnością skompilowania zdań przeciwstawnych w jeden zapis, konkluduje:
(...) W świetle odmiennych zapatrywań, stosując wykładnię systemową oraz celowościową, należy jednak przyjąć, że zasady pracy w nadgodzinach kierowników nie zostały uregulowane w pragmatyce samorządowej. Oznacza to, że należy w tym zakresie stosować przepisy kodeksu pracy."
Z kolei Kazimierz Jaśkowski komentuje powyższy artykuł krótkim stwierdzeniem:
„ Z punktu widzenia prawa do oddzielnego wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych omawiany artykuł wyróżnia dwie grupy pracowników na stanowiskach kierowniczych. Pierwszą z nich tworzą pracownicy zarządzający zakładem pracy w imieniu pracodawcy (co do znaczenia tego pojęcia zob. art. 128 § 2 pkt 2 k.p.). Ponieważ to właśnie oni organizują pracę w zakładzie pracy, to kodeks nie przewiduje dla nich prawa do wynagrodzenia i dodatku z tytułu pracy w godzinach nadliczbowych."
Spór idzie więc o to, czy można powiększać i tak wyraźne przywileje kadry zarządzającej, czy też dla czystości reguł kwestie pracy i zapłaty regulować kodeksem pracy.
W wielu innych komentarzach na formach internetowych choćby podkreśla się, że burmistrz czy wójt uzyskując mandat po pierwsze godzi się na zupełnie nienormowany czas pracy (czyli minimum osiem godzin plus to, co wynika z dalszych konieczności), a po drugie jego dochody z tytułu sprawowania urzędu przeważnie wyróżniają się na tle społeczności, której ma służyć.
Inna sprawa, to czy dochód jest adekwatny do nakładu pracy, możliwości i aspiracji danej osoby w jej ocenie, ale wtedy zawsze istnieje droga przejścia do biznesu, z tym że tam płaci się za efektywność, a za nadgodziny nie.
Jak się też wielokrotnie przekonaliśmy polski parlament produkuje sporo złego prawa, które jest przede wszystkim nieprecyzyjne, by ułatwić drogę wielokrotnych interpretacji. Wystarczy w tej mierze spojrzeć na pragmatykę prawną urzędów i izb skarbowych, co miasto to inna ocena tego samego przepisu!
W kwestii ustaw samorządowych warto zwrócić uwagę, że wielu byłych posłów i senatorów to dzisiejsi burmistrzowie i wójtowe, a z kolei wielu byłych samorządowców, to z kolei dzisiejsi lokatorzy przy Wiejskiej. Czy swój swojemu, znając tę samorządową niedolę, tych jęczących petentów, te problemy itd. zrobi krzywdę? Nie, bo albo był w tej roli, albo liczy się z powrotem na szczebel lokalny. A żyć trzeba, prawda?
Przepis nieprecyzyjny jest w Polsce na wagę złota, pod warunkiem że się jest jego interpretatorem lub na tejże interpretacji można nie stracić.
RIO wobec płońska podkreśliła, ze brak jest dokumentów (uchwał) tutejszej rady wypowiadającej się w kwestii możliwości wypłacania burmistrzowi pieniędzy za nadgodziny. Z kolei cytowana Helena Szewczyk wyłuszcza, że kwestie te nie zostały uregulowane także w pragmatyce samorządów.
Jest więc tak, że jedni (11 samorządowców z powiatu oraz starosta) za nadgodziny nie biorą, a burmistrz Płońska bierze. I po prostu z tym należy coś zrobić, bo rozdźwięk pomiędzy władzą a społeczeństwem stał się w Płońsku ogromny.
Piotr Kaniewski