Kiedy panuje wolność i swoboda, Polak śpi. Kiedy mu tę wolność chcesz odebrać, szybko budzi się i wtedy uważaj, bo przerwanie tego snu na jawie kończy się dla przeszkadzacza boleśnie i kompromitująco. „Tu Warszawa - nie Budapeszt" - bardzo mi się ten slogan z marszu Obywatele Dla Demokracji spodobał. Lecz skoro już nas obudzono - walczmy o wartości.
Z Demokracją jest jak z Dziewczyną życia. Ja wiem, Ona wie, ktoś z boku domyśla się... Spora grupa podchodzi do tego z życzliwą obojętnością. Lecz są także środowiska inne, którym cudze szczęście i świadomość jego zawsze przeszkadza.
Są więc chwile, kiedy trzeba wyjść z Krainy Łagodności, by zawalczyć o sprawy najważniejsze; są chwile, kiedy trzeba walnąć pięścią w stół, żeby mieć później dokąd i do kogo wracać!
Dziś widziałem Polskę, na którą czekałem od lat - ludzi, których wreszcie coś pozytywnie łączy, którzy pokojowo, ale wyraźnie, zamanifestowali swój sprzeciw wobec psucia prawa i państwa. Ale myślę, że bardziej pokazaliśmy w różny sposób swoje przywiązanie do Demokracji i Wolności, w bardzo szerokim tych słów znaczeniu.
O Demokrację, jak o Dziewczynę życia, trzeba dbać - troszczyć się i zabiegać nieustająco. Trzeba nauczyć się rozumieć je obie bez słów, bo bywają przewrotne i niedopowiedziane. Ulotne i delikatne, kruche.
Jak więc te wartości i marzenia przeciwstawić twardo rzucanym na stół pięciu stówom, czy głoszonym kupieckim tonem obietnicom o ośmiotysięcznej kwocie wolnej od podatku? To już nie demokracja, tylko handel tym, czego nie ma i nie będzie w formule wpajanej ludziom przez rok.
Jak ideę wolności i swobody obywatelskiej, która wymaga stałego uczenia się nieprzekraczania różnych granic ważnych dla innego człowieka, przeciwstawić słowom i czynom depczącym godność innych ludzi, dzielącym ludzi na tych właściwych i tych „gorszego sortu"?
Trzeba po prostu przestać się na to godzić, nie dać sobie wmówić, że życie wtedy nabierze sensu, kiedy pójdę z wrzaskliwą większością, coraz bardziej ksenofobiczną, podejrzliwą i coraz brutalniej łamiącą zasady prawne i dobre obyczaje.
Tylko martwe ryby płyną z prądem...
„Przemysł pogardy", fraza-klucz do zwycięstw wyborczych nominantów Jarosława Kaczyńskiego, nie jest realnym opisem sytuacji marginalizowania jednej partii, ale wykwitem umysłowym spin doktorów dla niej pracujących. To slogan w stylu „no to FRUGO" - z tym, że niesmaczny.
Obecnie jednak przemysł pogardy jest realnie wdrażanym projektem przez władze państwa. Dziś zdepczemy jakichś tam profesorków z Trybunału Konstytucyjnego, jutro skasujemy ważnych redaktorków z mediów publicznych, a na deser pójdą inni ważni. Przy takiej bucie i arogancji, jaką prezentuje ośrodek prezydencki, rządowy i większość sejmowa, można by się spodziewać, że zwykli ludzie aż przysiądą ze strachu. Bo jeśli Książę ma dobrze rządzić, to na początku musi być stanowczy i brutalny, żeby wzbudzić strach i na tym zbudować swój autorytet.
Machiavelli nie znał jednak Polaków... Dlatego literalne stosowanie doktryny skończy się upokarzająco boleśnie, oby jak najrychlej.
Uśmiałem się do łez z posła Brudzińskiego - też stratega partii rządzącej - jak wczoraj kpił z Marszu Obywatele Dla Demokracji. Że przyjdzie garstka ludzi, pokrzyczą, pokrzyczą i tyle z tego wyjdzie. Zalecił telewizji na odchodnym, aby - broń Boże- nie pokazywała uczestników w zbliżeniach, tylko w szerokich planach. Mówisz i masz! Dziesiątki tysięcy ludzi w samej tylko Warszawie pokazały, co myślą o formie i stylu folwarcznej metody uprawiania polityki w Polsce.
Gigantycznego upokorzenia doznał prezydent, co jest zdarzeniem niebywałym. Jeszcze nigdy takie tłumy ludzi nie szydziły z żadnego lokatora Pałacu Prezydenckiego! I to ledwie pól roku po wyborze!!!
„Tu Warszawa, nie Budapeszt!" - tak było w sobotę. W niedzielę wybrzmi to zapewne odwrotnie, ale ta właśnie demonstracja pro-rządowa może być początkiem końca lub utwierdzeniem władzy, że procesu sanacji wg pomysłu prezesa Kaczyńskiego zatrzymać nie wolno.
Obstawiam to drugie. PiS i Zjednoczona Prawica nie cofnie się, bo za nimi tylko ściana. Pójdą więc na katastrofalne przesilenie, bo skoro brak pieniędzy i rozsądnych pomysłów na spełnianie obietnic z obu kampanii, to trzeba ufundować swoim wyznawcom igrzyska. I te seanse nienawiści, kiedy już „niepokorni" zastąpią pokornych we wszystkich mediach publicznych.
To nic, że dziś znów na kolację tylko chleb z masłem i zupa z wczoraj. Ale jakaż satysfakcja, że kolejny „złodziej" i „aferzysta" zostanie skuty i wrzucony do celi. Mniam, mniam... Smacznego.
Po „załatwieniu się" z tymi na górze, przyjdzie czas na Polskę lokalną. Tu też sanacyjna miotła wymiecie, co może. Przy okazji być może zmieni na tyle zasady wyborcze i prawodawstwo, że samorządy lokalne staną się de facto terenową ekspozyturą rządu...
Mówi się, że historia kołem się toczy. A ja ciągle o tym piszę, że tak powtarzają tylko idioci, którzy z doświadczeń poprzednich pokoleń nie wyciągają wniosków.
Mamy bowiem niezłych macherów od kampanii politycznych, całkiem sprawnych liderów trzymających swoje partie żelazną ręką, ale nie mamy mężów stanu. Mamy samozwańczych zbawicieli Polski, ale nie mamy jej prawdziwych przywódców, którzy rozumieją, co znaczą słowa „a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem". Zawsze po ślubowaniu poselskim, prezydenckim, czy ministerialnym uwaga komentatorów koncentruje się na tym, czy osoba nominowana powiedziała na koniec „tak mi dopomóż Bóg", czy też nie powiedziała. Nikt już nie myśli o głównej frazie roty przysięgi. I to jest problem zasadniczy.
Stąd nie dziwi, że dla obecnej większości rządzącej pomyślność obywateli nie obejmuje nas wszystkich, a jedynie grupę, której partia jest coś winna. Nie dziwi też, że poseł Jarosław Kaczyński, faktyczny nadprezydent i nadpremier, pozwala sobie na quasi-faszystowskie wypowiedzi „ o Polakach gorszego sortu", „genie zdrady". Na razie to słowa, choć dyskryminacja czynna już się rozpoczęła na szczytach i będzie schodzić coraz niżej.
W tzw. terenie od miesięcy widać wzmożoną aktywność członków i sympatyków obecnej większości. Tym się jednak różnią od poprzedników, że już zachowują się niczym komisarze ludowi w czasach rewolucji bolszewickiej i po niej. Dziwię się tej agresji i permanentnej podejrzliwości. Nie zrozumiem tego, bo świadczy to o krótkowzroczności. Kiedyś przyjdzie taki dzień, że w wyniku wyborów lub innej formy zmiany systemu ludzie ci stracą parasole ochronne. O ile dziś niektórzy już zaczęli się ich bać, to kiedyś pierwsi będą chcieli się zemścić za własny strach. Pamiętajcie o tym, samozwańczy komisarze partyjni.
Polska jest wspaniałym, starym krajem z bogatą acz zawiłą historią. Stąd Demokracja u nas młoda. Łatwo Ją zniszczyć i podeptać Wolność oraz Godność Człowieka.
Przypomnijmy więc sobie ludzi, którzy z życia wedle tych wartości nie zrezygnowali nigdy, nawet siedząc w więzieniach, obozach internowania, będąc obiektem szykan. To takie osobistości jak Tadeusz Mazowiecki, do którego nawiązuję tytułem tego felietonu. On dla polskiej demokracji jest niczym wzorzec z Sevres, szczególnie ważny w tym trudnym czasie. Kim był Tadeusz Mazowiecki, tłumaczyć chyba nie trzeba.
Natomiast Sanderus... Hm, byłby dziś pewnie w Zjednoczonej Prawicy. Któż jak on potrafiłby bajać o sprawach niemożliwych. Miał wszak w szkatule kopytko osiołka, na którym uciekała Święta Rodzina oraz ampułkę z powietrzem z Betlejem z nocy narodzin Jezusa, a odpusty całkowite sprzedawał z terminem ważności na rok, dwa, 100 albo i tysiąc lat!
Któż by tak potrafił bajać jak Sanderus? No jasne - przecież słyszeliśmy to w dwóch ostatnich kampaniach wyborczych zakończonych sukcesem. Mają jednak rządzący pustą szkatułę lecz zapalczywe głowy pełne pomysłów, jak tu upokorzyć tę większość, która nie zagłosowała na nich.
Sanderus był przynajmniej w pewien sposób sympatyczny, Wy nie. Nie wydaje mi się, żeby Polska miała zaciśnięte w gniewie usta i nienawiść w spojrzeniu.
Nie uda się Wam upodlić i zastraszyć Nas. Nie uda Wam się zawłaszczyć Naszej Polski, bo ona jest po prostu wspólna. Nauczcie się najpierw szanować siebie nawzajem, wyjdźcie spod buta prezesa, to może uda wam się zobaczyć ten świat takim, jaki on jest w rzeczywistości.
OK., szału jeszcze w wielu sprawach nie ma, ale też nikomu rajtuzy ze strachu nie opadają!
Bo widzicie, moi drodzy, z Demokracją jest jak z Dziewczyną życia...
Piotr Kaniewski