Jakoś tak w ferworze walki prezydenckiej i traumach (triumfach) pokampanijnych z szerokiego pola widzenia zniknęła niebanalna rocznica pierwszych w pełni demokratycznych i wolnych wyborów do rad gmin i miast z 1990 roku. To dopiero była rewolucja! Lecz tekst nie będzie o historii.
Skoro faktycznie od kilku tygodni panuje ogólnopolska moda na wkurzenie, to też dorzucę swoje trzy grosze, choć niekoniecznie z pozycji wkurzonego i wymachującego pięścią wszystkim z innym zdaniem.
Mam żal do wszystkich jedenaściorga kandydatów na urząd Prezydenta RP, że w swoich przesyconych obietnicami kampaniach nie skupili się odpowiednio na sprawie tak ważnej, jak samorządy. Nawet prezydent Bronisław Komorowski, będący ostatnim reformatorem w tym zakresie - autorem skodyfikowanej wersji wszystkich ordynacji wyborczych, wprowadzający JOW-y w średnich gminach miejskich, ledwie się przemknął po tym temacie. A szkoda.
W samorządach zaczyna się Polska, także tych wkurzonych, bo tu zaczynają się przeróżne problemy zwykłych ludzi. W dużej części wynikają one z braku głębszych reform samorządowych w ostatnim ćwierćwieczu. Niewykluczone, że także z zupełnie „oddolnych" przyczyn - wkurzenia na urzędnika gminnego czy powiatowego, albo na urząd jako taki, wójta albo burmistrza - powstał klimat, kiedy każdy woła „zmiany". Tylko jakiej?
Zanim zdemolujemy sejm i wprowadzimy jeszcze niedookreślone JOW-y parlamentarne, porozmawiajmy o samorządzie w 25. rocznicę pierwszych wolnych i demokratycznych wyborów z 27 maja 1990 r. Bo wtedy zaczęła się demokratyczna Polska, naprawdę.
Co warto by, a nawet trzeba by zmienić?
Nieżyjący już niestety profesorowie Michał Kulesza i Jerzy Regulski byli głównymi współtwórcami reformy samorządowej z lat 1989-1990, a do końca życia każdy z ich zajmował się tą dziedziną, uznając ją za podstawową formułę organizacji życia społecznego w państwie demokratycznym. Zakładali w teorii i sprawdzali w praktyce, że każdy błąd popełniony w regulacjach samorządowych wpływa negatywnie na ocenę przez obywateli jakości życia. Dlatego do końca swych dni obaj apelowali o dalsze reformy i korekty struktur samorządowych, zmiany zasad wyborczych i kompetencji organów, widząc ich braki. Nie kryli się z poglądem, że w pewnych obszarach korekty powinny być głębokie i daleko idące, może nawet bolesne dla obecnej „klasy samorządowej".
Niestety po przyjęciu prezydenckiego Kodeksu wyborczego, temat reform stanął - słabo pojawił się w wyborach prezydenckich i pewnie w podobnej roli trzeciego planu pojawi się w spektaklu bitwy o parlament.
Na miejscu jeszcze niezgłoszonych kandydatów na nowych posłów i senatorów przyłożyłbym się do tej dziedziny, bo to tu - w gminach i powiatach - zdobywa się głosy. Niezależnie czy jest to wedle ordynacji proporcjonalnej, czy być może w przyszłości w JOW-ach.
Z okazji 25-lecia samorządu lokalnego w Polsce zlikwidowałbym powiaty w ich obecnej formule. Są po prostu za biedne, żyją z redystrybucji pieniędzy, a na dodatek wyprzedają mienie przekazane im w 1998 r. przez państwo. Proszę sprawdzić wiano sprzed lat i porównać ze stanem faktycznym na 27 maja 2015 r.
Niektórzy tłumaczą to koniecznością dokładania pieniędzy do realizacji zadań zleconych albo zdobywaniem pieniędzy poprzez wyprzedaż nieruchomości na udział własny w realizacji inwestycji unijnych. To jest argument, lecz jednocześnie wskazówka, czemu głęboka reforma jest potrzebna. Bo po co konieczne jest sprzedawanie czegoś na czym można by zarabiać stale? W miejsce tych wyprzedanych nieruchomości lub obciążających kredytów powstają drogi, szkoły, szpital etc. Fakt, ale to wszystko również generuje wysokie koszty działania i obsługi, więc skąd brać na to w przyszłości?
Powiaty są już w tak złej kondycji finansowej, że każde tąpnięcie w jednostce im podległej chwieje nimi w posadach. Wystarczy spojrzeć na szpital powiatowy w Płońsku - potrzebne modernizacje i budowy obiektów zostały wykonane, ale „baza nie nadążyła za nadbudową" i straszą nas likwidowaniem oddziałów, które dopiero co otwierali. Finanse to jedno, ale zarządzanie i nadzór to inna para kaloszy wynikająca z układu sił politycznych w radzie i zarządzie powiatu oraz stylu sprawowania władzy.
Powiaty są za drogie „w obsłudze" - kosztuje rada, urzędnicy, urzędy i instytucje. Z samej demokratycznej formuły wyboru radnych, a przez nich starosty i zarządu nie można czynić tarczy, by powiatów głęboko nie zreformować. Można to urządzić inaczej.
Otóż powiat mógłby być częścią administracji państwowej, na czele ze starostą nominowanym np. przez premiera, a nadzorowanym przez wojewodę. Do jego głównych zadań (starosty) należałaby współpraca i nadzór nad powiatowymi ekspozyturami państwa - policją, strażą pożarną, szpitalem z kontraktem publicznym, systemowym pogotowiem ratunkowym, służbami weterynaryjnymi, sanitarnymi, przeciwpowodziowymi itp. - słowem, wszystkimi służbami zajmującymi się bezpieczeństwem obywateli i organizacją, koordynacją tego bezpieczeństwa.
Starosta koordynowałby również współpracę pomiędzy gminami, nawet miałby np. prawo narzucenia im współpracy pomiędzy sobą w ściśle określonych sytuacjach, w celu realizacji interesu regionalnego - kompleksowej budowy ważnych dróg, koordynacji ratownictwa medycznego itp.
„Państwowy" starosta mógłby mieć szereg innych zadań koordynujących, ale będąc reprezentantem państwa byłby jednocześnie odpowiedzialny za pomoc gminom w przygotowaniu i wdrażaniu planów i projektów inwestycyjnych, które finansuje rząd lub jednostki podległe samorządowi wojewódzkiemu.
Jednocześnie starosta miałby swoją bezkosztową „radę nadzorczą", która składałaby się z wójtów i burmistrzów z danego terenu, wybieranych jak obecnie w wyborach bezpośrednich. Miałaby głównie służyć koordynacji działań wzajemnych oraz wykorzystaniu starosty jako łącznika z władzami państwowymi.
Dziś bowiem zbyt wiele tarć pomiędzy gminami a powiatem kończy się brakiem wspólnych inicjatyw lub nawet działaniami sprzecznymi ze sobą. W innym niż dziś układzie starosta nie byłby ani równy wójtom czy burmistrzom, ani od nich gorszy czy lepszy, bo po prostu realizowałby zadania z innego obszaru. Być może dzięki temu wzrosłaby skuteczność w działaniach gmin z danego obszaru na rzecz równomiernego, przemyślanego i kompleksowego rozwoju.
Z kolei gminom samorządowym z okazji 25-lecia samorządu życzę rozwoju i łączenia się dosłownego lub choćby w realizacji maksymalnie możliwej ilości wspólnych przedsięwzięć.
Po likwidacji powiatów w ich obecnej formule wiele zadań powinny przejąć gminy, oczywiście łącznie z pieniędzmi na to przeznaczonymi. Nie ma sensu, aby przy obecnym stanie postępującej cyfryzacji niemożliwa była rejestracja samochodu, maszyny rolniczej czy motocykla jak najbliżej - czyli u siebie w gminie. Podobnie jak zgłoszenie budowy z dokumentacją czy kilka innych spraw prostych, lecz wymagających czasu i dojechania do starostwa.
Tak samo drogi i ich oświetlenie, wraz z finansami na to, powinny trafić pod zarząd gmin, przez które przebiegają, z wyłączeniem być może sytuacji specjalnych, jak trasy ekspresowe. Szczególnie zimą, co wkurza zmotoryzowanego obywatela gdy szlak zasypany i nieprzejezdny? Brak świadomości, do kogo ma się zwrócić z pretensją - do gminy, powiatu, a może GDDKiA?
Generalnie o wiele więcej pieniędzy niż dotąd powinno trafić bezpośrednio do samorządów gminnych, co za tym idzie także w szerszym zakresie gminy dbałyby o realizację zadań powierzonych i własnych.
DO gmin powinno tez trafić wiele więcej decyzyjności, zwłaszcza w obszarach realizacji zadań edukacyjnych, ustalania planów i projektów oświatowych. Kto wie, czy dyrektorka szkoły z Płońska, Raciąża, Baboszewa albo Jońca (na przykład) nie ma zespołu opracowującego lepsze programy edukacyjne niż ministerstwo?
Ale tyczy to również działań z zakresu pomocy i opieki społecznej, działań na rzecz seniorów, a nawet nowatorskich rozwiązań z dziedziny przedsięwzięć biznesowych na zasadach partnerstwa publiczno-prywatnego.
Podobnie powinien się zwiększyć udział gmin w procentowym podziale kwot z podatków PIT i CIT, być może i VAT. To wszystko kosztem okrojenia pieniędzy będących w dyspozycji rządu centralnego.
Ogólnie gminy powinno się tylko i wyłącznie wzmacniać, także poprzez ich łączenie się w jedną jednostkę samorządu terytorialnego lub poprzez formalne i ścisłe związki międzygminne. Tylko silne ekonomicznie i społecznie gminy mogą sobie poradzić z wyzwaniami, na których realizację czas ucieka. Także jeśli mowa o funduszach europejskich, bo te tak obficie jak do 2020 r. już nie napłyną.
W gminach jest potencjał ku temu, by działać racjonalnie i skutecznie, bo tam - znaczy tu - są ci wkurzeni ludzie, którzy czują się spętani w dalszym ciągu działalnością nakazowo-rozdzielczą ze strony każdego rządu. Z kolei wciąż za mała moc sprawcza gmin i niestety niemoc powiatów potęgują tylko odczucie, że państwo źle spełnia swoją rolę i zadania.
Na koniec zadeklaruję, że zagłosuję w październiku na to ugrupowanie, które postawi na bardzo głęboką reformę ustrojową wzmacniającą samorządowe gminy z gwarancją respektowania w nich obywatelskich procedur wpływu na decyzje radnych, wójtów, burmistrzów lub prezydentów miast. Bo tu, u nas w gminach, jest prawdziwa Polska i tu zaczynają się nasze problemy prowadzące do wkurzania się o wszystko na wszystkich.
Piotr Kaniewski (od 25 lat w różnych rolach i funkcjach związany z samorządem Płońska)