W sumie dość długo jestem na świecie, by o różnych sprawach mieć własne zdanie. Jestem oczywiście nieco młodsza od grot kresowych, ale swoje przeżyłam i sporo doświadczyłam. Mimo tego współczesny świat nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. A zwłaszcza świat Internetu.
Ostatnio natknęłam się na Facebook'u na wpis, który wrzucił jeden z moich znajomych. We wpisie tym autor donosi o śmierci swojego dziecka i prosi o modlitwę. Przeczytałam oczywiście ze wzruszeniem, tym większym, że dziecko nosiło imię jednego z moich dzieci. Przeczytałam, a wymienione imię dziecka zaraz przywołało myśli, co by było, gdyby...
TFU! Tak na wszelki wypadek...
Czy gdyby mnie dopadło takie nieszczęście, byłabym w stanie siedzieć przy komputerze?? Czy byłabym w stanie informować świat o nieszczęściu jakie mnie spotkało? Nie, myślę, że ja wolałabym przeżywać mój ból, moją żałobę w samotności.
Współczesny świat, Internet, portale społecznościowe wytworzyły w przeciętnym zjadaczu chleba potrzebę robienia wszystkiego na pokaz. Nowe auto - trzeba uwiecznić na zdjęciu i pochwalić się w sieci. Obity pysk - to też powód do dumy i kolejne zdjęcie na Facebook'u, Nk albo innym Instagramie. Kolejne dziecko, ślub, wycieczka w góry, smażenie tyłka na plaży czy picie piwa nie do końca zgodne z prawem, bo pite przez nieletniego - to wszystko uwiecznia się i pokazuje światu.
Czemu to robimy? Dlaczego robimy wszystko na pokaz? Czemu chcemy dzielić się tym wszystkim często z kimś, kto jest nam zupełnie obcy i jest jedynie kolejnym na liście naszych znajomych czy „przyjaciół". Czy fakt, że mamy 796 znajomych i kilka razy więcej lajków daje prestiż, pomaga w czymś, skoro w realu trudno mieć obecnie przyjaciółkę/przyjaciela na każda pogodę? Dlaczego ekscytujemy się kolejnymi kciukami w górę i czemu to dla nas takie ważne???
Przypuszczam, że psychologowie czy socjologowie mają na to swoje teorie i masę argumentów na ich poparcie. Być może to nawet jednostka chorobowa posiadająca swój numer i nazwę, ale ja jestem tylko przeciętną Kowalską i zauważam, że też jest we mnie nieukrywana ochota podzielenia się z ludźmi tym, co mnie zachwyci, rozbawi... Nie dalej jak dziś zauważyłam, jak pięknie zakwitła jabłonka obok mojego domu. Pierwsza myśl jaka przeszła mi przez głowę, to zrobić zdjęcie i wrzucić na Facebook. Ale na tym moja chęć pokazania emocji się kończy.
Wracając do tego, co skłoniło mnie do napisania tego felietonu.
Czemu człowiek umieścił ten wpis o śmierci dziecka? Czy to coś na kształt ekshibicjonizmu?? Chęć pokazania światu emocji, wywołanie współczucia z tego, jak bardzo wielkie nieszczęście mnie spotkało? Bo skoro dzielę się szczęściem, czemu mam nie podzielić się tym co mnie głęboko zasmuca? Ale czy warto dzielić się rozpaczą i w sumie żebrać o współczucie???
A może to po prostu współczesna samotność jednostki, która doszła do tego momentu, że nie mamy z kim dzielić naszych radości i smutków w życiu realnym? Wstydzimy się okazywać realnie emocje, ale do czego to nas zaprowadzi?
Pamiętacie film „Surogaci" z Brucem Wilisem? Pamiętacie tę realną samotność ludzi, którzy teoretycznie żyli, przyjaźnili się, bawili, imprezowali czy uprawiali seks w świecie wirtualnym? Zawsze gdy oglądam ten film, widzę podobieństwo obrazu filmowego do życia niektórych ludzi w sieci i zadaję sobie pytanie: Czy w tę stronę zmierza nasz świat???
Pozdrawiam,
Przypadkowa
Foto: Internet - The Sims 3