To zdjęcie, zaczerpnięte świeżo z sobotniego Białegostoku, w kilku wymiarach oddaje znaczenie Wielkiejnocy dla każdego wierzącego chrześcijanina, lecz także dla całego naszego kręgu kulturowego w szerokim pojęciu. Bo co nas tak naprawdę najsilniej łączy? Wspólne tradycje, symbole oraz poszukiwanie sensu spraw i działań najprostszych, a jednocześnie najważniejszych - sensu życia i działania.
Wspólnotę wiary i kultury, nawet jeśli by rozdzielić chwilowo te dwa współistniejące fundamenty tożsamości, widać najlepiej w sobotnie ranki i dnie, gdy przykościelne place albo wnętrza świątyń pełne są dzieciaków z koszyczkami wielkanocnymi.
Tam hasają wtedy (i podglądają wzajemnie koszyki) dzieci z rodzin wierzących i niewierzących, praktykujących od wielkiego dzwonu albo rzeczywiście żyjących w symbiozie ze swoimi Kościołami.
Powie ktoś, ledwie mały symbol, dziecko chodzi, no bo inne chodzą... A jeśli nie pójdzie, to będzie wyśmiane, gdyż wiadomo...
Może prawda, ale chyba raczej nie... W czasach przed 1989 r. też się tłumnie ze święconką chodziło i też w większości z koszykami chodziły dzieci i młodzież. Nikt za to punktów nie dawał, ale też nie odejmował.
Bo to jest właśnie kulturowa tradycja, której zwyczaju się ani nie zadekretuje, ani dekretem nie zniesie. I to nas w każdy Wielkim Tygodniu łączy. Potem, z upływem lat, przychodzi świadomość, czemu za młodu się z tym koszykiem do kościoła latało akurat w tę sobotę, lecz wówczas już kolejnemu pokoleniu tłumaczy się to przez kolejne lata.
I na tym właśnie polega między innymi trwanie i odradzanie się życia, nieustanna nadzieja i ciągła szansa na zrozumienie siebie, innych, na szacunek i dobrą pamięć, a w ten sposób na trwanie wieczne.
W te dni w kulturze całego świata chrześcijańskiego jest groza śmierci połączona z głęboką żałobą, ale też z ogromnym oczekiwaniem i radością Zmartwychwstania Jezusa, co jest jednocześnie najważniejszym symbolem wiary - Nadzieją.
Nie trzeba bić jednak w najdonioślejszy dzwon, by sens tego przesłania tłumaczyć sobie prościej. Często upadamy, często odradzamy się („zmartwychwstajemy") i działamy. A jeśli zdobędziemy się jeszcze na to, żeby drugiego podtrzymać, pomóc mu wstać by mógł iść, to być może wszyscy pójdziemy trochę wolniej, ale za to dojdziemy dalej.
A w te dni, wyjątkowo wszyscy z tej kultury chrześcijańskiej obrządków wschodnich i zachodnich - Europy, Ameryki, Polski, Rosji czy Ukrainy, Wielkanoc obchodzimy razem. Także w tym wymiarze wypadałoby sobie wzajemnie życzyć, żeby ta wspólna łódka już przestała się chybotać na wzburzonej fali, bo nie będzie komu wody z pokładu wylewać...
Lepiej razem w te święta popatrzeć na siebie życzliwie i starać się zrozumieć nawzajem, bo najszybciej ożywają demony, a Zmartwychwstanie i „zmartwychwstawanie" to Cud oraz wola wewnętrznej przemiany, która potrzebuje czasu - Nadziei, Wiary i Miłości.
Wszystkiego dobrego w ten świąteczny czas!
Piotr Kaniewski
Na zdjęciu tytułowym: wspólne katolicko-prawosławne święcenie potraw - fot. www.białystok.gazeta.pl