Ten jest sprawcą, kto ma z tego korzyść - głosi prawna maksyma. W tym przypadku nie trzeba daleko szukać przestępców, bo to Rosjanie chcą przejąć Krym, łamiąc wszelkie prawa. Pomaga w tym swojemu państwu mer Wołgogradu, miasta partnerskiego z Płońskiem, która na dodatek namawia naszego burmistrza do popełnienia przestępstwa. Irino Michajłowna, naprawdę nieładnie pani postępuje!
Jeszcze tydzień nie minął, gdy zostałem przez niektórych okrzyknięty histerykiem, domagając się co najmniej zawieszenia umowy o współpracy Płońska z Wołgogradem. Nie zgadzam się z taką oceną, chociaż nie będę się kłócił - mogę być i histerykiem, kiedy sprawa ważna. Fakt, że mną cynizm rosyjski wstrząsnął i oburzył, więc być może ktoś się poczuł mym radykalizmem urażony. Jeśli tak - przepraszam.
Niestety, przeprosiny niedrogo kosztują, bo intuicja mnie nie zawiodła, gdy za czyny Putina i jego ekipy chciałem rewanżu wobec Wołgogradu - reakcji formalnej wobec władz tego miasta.
Dowód na cyniczną i lekceważącą prawo postawę znalazłem niezbity i nie gdzie indziej, jak na oficjalnych stronach władz rosyjskiego Wołgogradu - miasta partnerskiego z Płońskiem, przypominam.
Otóż Волгоградская городская Дума na swoich stronach publikuje komunikaty dotyczące Ukrainy, a główną osobą rozgrywającą krymską kartę w tym mieście jest jego merka Irina Gusiewa.
W czwartek 6 marca na wspomnianych stronach pojawiło się wyznanie rządzącej miastem Gusiewej, o tym że wysłała apel do burmistrzów miast partnerskich oraz liderów międzynarodowych stowarzyszeń i związków, do których należy Wołgograd (Stalingrad), by w duchu wartości uniwersalnych zawartych w dokumentach ONZ odnieść się do wydarzeń na Ukrainie i wyrazić swoje stanowisko.
Ale żeby o tych wartościach (tfu!) demokratycznych zbyt długo nie ględzić, merka przeszła szybko do sedna. Owszem, to sam naród ukraiński powinien decydować o swojej przyszłości, ale, zastrzega Gusiewa, w drodze referendum. Poza tym wołgogradzian oburza ekstremizm i nazizm w ukraińskich miastach, a także profanowanie zabytków, naruszanie praw mniejszości narodowych, wolności religijnej i wolności korzystania z języka ojczystego. A z tym żartów nie ma - grzmi władczyni Wołgogradu.
Dodatkowo sen z powiek władzom Wołgogradu spędza los mieszkańców krymskiego i ukraińskiego Sewastopola. Gusiewa obawia się, że w tym mieście dojdzie do takich samych wydarzeń, jakie miały miejsce tam i w Wołgogradzie podczas II wojny światowej.
Dlatego lepsza niewielka pomoc okazana niż żal z powodu bierności - tłumaczy mer Wołgogradu rosyjską troskę o cały Krym, posługując się słowami, które padły wobec angielskiego Coventry, zniszczonego podczas hitlerowskiego nalotu 70 lat temu. Stąd lud Wołgogradu pochyla się nad nieszczęściem szykanowanych pobratymców na Krymie (w czytelnym domyśle) i udziela tamtejszym mieszkańcom rzeczowej i finansowej pomocy humanitarnej(!).
Treść pierwszego z komunikatów jest zapewne streszczeniem listu wysłanego przez Gusiewą do swoich kolegów za granicami Rosji, w tym do burmistrza Płońska, występującego tu w dwóch rolach, o czym za moment.
Drugi komunikat z tej samej strony urzędowej z 7 marca już w tytule określa jasne stanowisko władz Wołgogradu: Волгоград - Севастополю: «Мы против фашизма на Украине». Dalej jest już tylko mocniej.
Oto tysiące wołgogradzian podpisują się pod listami poparcia prezydenta Putina, władz autonomii krymskiej oraz mieszkańców Sewastopola. Odbył się też wiec, podczas którego spontanicznie poparto tych z Krymu i Sewastopola, którzy w imię życia w wolnym, wielokulturowym kraju potępiają jednocześnie faszyzm i przejawy ekstremizmu.
Była młodzież, byli weterani II wojny, weterani z Afganistanu sprzed 30 lat, były władze, były hasła: Białoruś, Ukraina, Rosja - jedna Święta Ruś, Precz z faszyzmem, Ukraino - bądź twarda jak Stalingrad, Rodacy z Krymu - jesteśmy z wami...
Sumą tych wołgogradzkich wydarzeń jest oświadczenie, że mieszkańcy wielonarodowościowego Wołgogradu popierają sytuację, w której sam naród ukraiński ma decydować o przyszłości Ukrainy. Ale... jednocześnie „ Uważamy, że należy wspierać decyzję Federacji Rosyjskiej o ochronie rodaków na Ukrainie."
Zaledwie z tych dwóch komunikatów z oficjalnej strony władz Wołgogradu można wyczytać całą propagandę Rosji wobec Ukrainy, przewrotność i cynizm rosyjskich polityków, a także deptanie wszelkich reguł prawa wewnętrznego Ukrainy, jak również prawa międzynarodowego.
Wymowę obu tych dokumentów podkreśla fakt, że jest to zwykły bełkot pseudopokojowy, który jednak ma spełniać funkcję uzasadniającą rosyjską operację wobec niezależnego państwa sąsiedniego. Co ważne, uczestniczy w tym mer Wołgogradu - Irina Gusiewa oraz tamtejsza rada miejska.
Wobec absolutnie nieprawdziwych informacji zawartych w tych komunikatach, jakoby na Krymie dochodziło do ukraińskich prowokacji, aktów dewastacji dóbr kultury, zakazu wolności religijnej oraz zakazu posługiwania się językiem rosyjskim, dokument ten jawi się jako „gotowiec" propagandowy. Można sądzić, że przygotowany znacznie wcześniej, stąd totalne rozminięcie się jego treści z rzeczywistością. Wołgograd bieży na pomoc, a tymczasem nikt nie wołał: ratunku!
Mer Wołgogradu i jego rada wzięli udział w spektaklu prezydenta swojego państwa, gdzie za pomocą sztuczek i iluzji chce się stworzyć fakty, wywołać zagrożenie wewnątrz obcego państwa, zmobilizować swoich obywateli, a wobec pozostałych krajów własną agresję tłumaczyć pokrętnie niesieniem pomocy humanitarnej w imię jedności kulturowej, historycznej i etnicznej. Ale to już było, w... 1938 r. w Monachium.
Mer Wołgogradu, kierując do swoich zagranicznych partnerów oraz liderów organizacji międzynarodowych swój propagandowy list, chce kupić ich - nasze milczenie. Skoro, powołując się na wartości uniwersalne, chce wytłumaczyć miastom partnerskim spoza Ukrainy działania Rosji, to adresaci mają dwa wyjścia: albo uznać roszczenia i niesłychaną arogancję rosyjską i siedzieć cicho, albo na taki list i inne publikowane manifesty wszechrosyjskiej woli odpowiedzieć głośno i wyraźnie: nie macie racji.
Właśnie zajęcia jasnego stanowiska wobec listów i komunikatów władz Wołgogradu domagam się od burmistrza Płońska oraz od płońskiego samorządu. Irina Gusiewa, chcąc milczącego uznania pogwałcenia przez Rosję praw i umów międzynarodowych, w istocie swoich adresatów i kolegów namawia do popełniania przestępstwa. W tym przypadku bardziej moralnego, ale czy to mało?
Andrzej Pietrasik występuje tu w roli podwójnej: jako burmistrz miasta - partnera Wołgogradu oraz jako przewodniczący Komitetu Wykonawczego Miast Orędowników Pokoju. Swój udział w założeniu i pracach tej organizacji podkreśla mocno Wołgograd, jest więc to dla władz tego miasta ważne partnerstwo.
Także i trzecią rolę ma burmistrz Płońska w krymskiej sprawie - stoi na czele władz miasta, które jest także partnerem Bachczysaraju, a tamtejsi Tatarzy krymscy mają w sprawie przynależności państwowej zdanie zgoła odmienne od życzeń Iriny Gusiewej i woli jej prezydenta Putina.
Cóż, dłużej w tak złożonej sytuacji nie da się okrakiem na barykadzie przesiedzieć. Trzeba się okazać albo elementarną ludzką przyzwoitością, albo politycznym tchórzostwem.
Władze Płońska - burmistrz i samorząd - muszą wobec wynurzeń płynących z Wołgogradu zająć jasne i klarowne stanowisko, chyba że zwycięża strach i nawet Wołogograd będzie nam w garach mieszał, nie mówiąc już o Putinie nawet.
Podobny problem do rozstrzygnięcia wobec komunikatów „pokojowych" Gusiewej ma Międzynarodowe Stowarzyszenie Miast Orędowników Pokoju, na czele którego stoi od niedawna burmistrz Płońska.
Wydaje się, że jeżeli szef ONZ mówi o łamaniu prawa przez Rosję, to także stowarzyszenie działające pod auspicjami ONZ powinno przyjąć takie samo stanowisko, nawet jeśli Wołgograd jest miastem założycielem. Bo ileż można deliberować o zagrożeniach potencjalnych lub byłych, skoro zło dzieje się tu i teraz?
Jeśli zaś także to stowarzyszenie jest opanowane niemocą, to też w Płońsku powinniśmy odpowiedzieć sobie na dwa pytania w związku z tą organizacją Miast Orędowników Pokoju.
Albo to stowarzyszenie jest tak prestiżowo znaczące, że Wołgograd musi szukać usprawiedliwień putinowskiej agresji wobec Ukrainy, albo też jest mało ważnym klubem towarzyskim dla burmistrzów z całego świata i nie ma znaczenia jego głos i osąd spraw najważniejszych.
W przypadku wariantu pierwszego Orędownicy mają dwa wyjścia - skulić ogon przed głosem z Wołgogradu (de facto Moskwy) i agresję wobec Ukrainy nazwać pomocą humanitarną, albo zachować się normalnie, czyli przyzwoicie, to znaczy zaprotestować przeciw łamaniu prawa innego państwa do samostanowienia, bo to grozi wojną, a nie pokojem.
Natomiast w wariancie drugim dla Płońska odpowiedź jest jedna. Jeśli głos Orędowników Pokoju jest jedynie nic nie znaczącym gestem, a stowarzyszenie jest w zasadzie klubem dyskusyjnym i towarzyskim dla burmistrzów ze świata, to lepiej się stamtąd wycofać. Uratuje się przynajmniej twarz i pieniądze.
Piotr Kaniewski
„Pokojowa" twórczość władz Wołgogradu w sprawie Krymu i Ukrainy:
http://www.volgsovet.ru/PressOffice/PressRelease.aspx?id=12095
http://www.volgsovet.ru/PressOffice/PressRelease.aspx?id=12108