Ciekawy projekt realizuje wśród uczniów klas pierwszych z liceum przy Płockiej fundacja „Innowatorium" przy wsparciu MCK oraz dyrekcji i nauczycieli I LO. „Wiem, dlaczego wybieram!" to tytuł dobry nie tylko dla projektu skierowanego do młodych ludzi, lecz także zagadnienie dla dorosłych. Pytanie jest jednak takie: kiedy młodzież zderzy się czołowo ze szklaną ścianą „dorosłej" demokracji, a jej wyobrażenia o partycypacji obywatelskiej legną w gruzach? I pytanie drugie: czy tak być musi?
Projekt realizowany przez Fundację Wspierania Edukacji i Rozwoju Innowatorium, przy wsparciu Miejskiego Centrum Kultury w Płońsku i I Liceum Ogólnokształcącego im. H. Sienkiewicza, jest rozłożony na cztery etapy (szczegółowe informacje znajdują się w załączniku do tego tekstu). - Program ma na celu promocję frekwencji w wyborach powszechnych (parlamentarnych, samorządowych, prezydenckich, europejskich, lokalnych referendach itd.). Celem projektu jest wspieranie postaw obywatelskich, zwiększenie wiedzy oraz budowanie odpowiedzialnych zachowań partycypacyjnych oraz poczucia sprawczości wśród młodych mieszkańców niewielkich miejscowości. Efektem projektu będzie zdobycie przez uczniów wiedzy dotyczącej działalności i kompetencji władz na różnych poziomach oraz promocja postaw demokratycznych i partycypacyjnych - czytamy w opisie założeń.
Generalnie działania są skierowane do uczniów klas pierwszych (a więc jeszcze nie głosujących), a za ich pośrednictwem do mieszkańców Płońska. Cel: zwiększenie u dorosłych zainteresowania wyborami, ich sensem i pobudzenie obywatelskie w tym kierunku, ale bez żadnej agitacji na rzecz kogokolwiek. To mają być wyłącznie działania pro frekwencyjne. Dlatego najpierw w trzech etapach młodzież działa wewnątrz szkoły i ze wsparciem ze strony animatorów prowadzi symulacje, rozpoznania i sama uczy się demokratycznej współpracy w grupie, w której chodzi nie o ekspozycję własnego Ja, ale wspólnego My i osiąganie dzięki temu dobra wspólnego.
Consensus, pluralizm, etos
Gdy tylko projekt ruszył, w kliku miejscach Płońska odezwały się podejrzliwe głosy oburzenia, że skoro projekt fundacji wspiera MCK, to będzie to podstępna robota na rzecz dyrektorki tej instytucji kandydującej w listopadowych wyborach. Przytoczenie tej pogłoski jest o tyle istotne, że obrazuje to stan ducha krytyków, którzy sami „kupują" młodych wyborców. Plotka jest jednak nieprawdziwa, bo uczestnicy projektu pełnoletniość osiągną dopiero w trakcie trwania przyszłej kadencji, natomiast MCK współpracuje instytucjonalnie, dlatego że faktycznym pomocnikiem przy realizacji zadania jest grupa wolontariacka właśnie z płońskiej instytucji kultury.
Niemniej jednak dla pierwszoklasistów z liceum jest to pierwsze zderzenie z twardą polityką lokalną, gdzie nikt nikomu nie wierzy. Stąd przed młodzieżą bardzo trudne wyzwanie i pierwsze zderzenie ze szklaną ścianą, którą stale przed nimi wznosimy my - dorośli.
Nie jest to bowiem pierwszy projekt obywatelski i profrekwencyjny w Płońsku realizowany. Za każdym razem z różnymi otarciami i potłuczeniami wychodzili młodzi ludzie z takich akcji, widząc jak ich ideały, marzenia i wyobrażenia o demokracji zostały przez seniorów sprowadzone do poziomu bruku.
Skąd później powszechne zdziwienie tychże dorosłych, że udział młodych wyborców w elekcjach jest znikomy, jeśli już, to np. gremialnie popierają Korwin-Mikkego?
Otóż dlatego, że od 25 lat pokolenie dzisiejszych 50-60-latków szczerze i oddanie pracowało nad tym, by arcymodne określenia z przełomu 1989 r. - consensus, pluralizm, etos (pisany jeszcze jako ethos) - szybko wymazać ze słownika polskiego demokraty. Dziś to eliminacja, wojna i brak zaufania określają standard gry dorosłych zwanej demokracją - od poziomu gminy po parlament i prezydenturę.
Młodzi ludzie są bystrzejsi, niż wydaje się to politycznym wygom, więc szybciej „ogarniają" ten świat obłudy i wypaczonych idei, dlatego albo wybory obchodzą bokiem, albo idą zupełnie pod prąd oczekiwań mainstreamu. Ta druga postawa jest dobra, bo kto w młodości nie sprzeciwia się porządkowi świata, ten społecznie prawie nie żyje, choć może się ta postawa utrwalać i rozrastać, o ile ten główny nurt sam w porę zagrożenia nie „ogarnie".
Tak dla wyjaśnienia - młodzi ludzie za mainstream uważają zarówno PO jak i PiS, a także PSL, SLD czy Twój Ruch i to także jest niezrozumiałe dla dorosłych sztabów tych ugrupowań. Ale tak po prostu jest - kto siedzi w sejmie, ugaduje się na boku z przeciwnikami, tworzy karkołomne porozumienia gwałcące własne idee i pryncypia, ten dla młodego jest mainstreamem i żadne zaklęcia tu nie pomogą. Dlatego młodych pociąga tak szaleńczy liberalizm JKM czy skrajny nacjonalizm ruchów narodowych.
Tylko traktując młodych ludzi poważnie można osiągać efekty pro-demokratyczne, pro-frekwencyjne i pro-obywatelskie.
Być jak Margaret, być jak Barack
Już na początku premierostwa Ewy Kopacz spece od wizerunku z żalem (lub satysfakcją) ogłosili, że Żelaznej Damy z niej nie będzie. Podobnie fiaskiem w 1992 r. zakończył się taki zabieg wizerunkowy, by z Hanny Suchockiej uczynić polską Margaret Thatcher. Nie udają się także stylizacje na prezydentów amerykańskich ani na kanclerz Angelę Merkel. Co z tego, że dla innych wzorem jest Orban lub Erdogan, skoro im też się nie uda takie przeistoczenie. Dlaczego?
Polska demokracja jest krucha i krótka. Za czasów dynastii demokracja w rozumieniu powszechnym była niemożliwa, za czasów wolnych elekcji w procedurze wyboru władcy brało udział góra 12 proc. populacji, czyli szlachta i arystokracja, a z tej liczby faktyczną politykę uprawiało 2 proc. obywateli, czyli magnateria. Paradoksalnie zetknięcie się zwykłych ludzi z procedurą demokratyczną nastąpiło podczas zaborów, głównie pruskiego i austriackiego. Poza posłami do parlamentów rodziły się też inne ruchy demokratyczne i obywatelskie, zwłaszcza w działalności gospodarczej i związkowej.
Z kolei za czasów II RP o demokracji i wolności trudno jest mówić twierdząco z przekonaniem, bo sytuacja zewnętrzna i wewnętrzna społeczeństwu obywatelskiemu nie sprzyjała - tłamszono demokratycznych przedstawicieli, rodziły się ruchy autorytarne i faszystowskie. Za czasów PRL najpierw sfałszowano wybory z 1946 r., kiedy wygrał nie socjalizm ale PSL, a potem było już tylko gorzej. W czasie odwilży w 1956 r. można było mówić o pewnym ożywieniu obywatelskim, ale władza szybko spacyfikowała wolnościowe nastroje. Otwartą demokracją zapachniało w czasach pierwszej Solidarności, ale nurt obywatelski szybko został zepchnięty do podziemia lub wtrącony do więzienia, więc dopiero Okrągły Stół i wybory z 4 czerwca '89 oraz późniejsze wydarzenia utorowały nam drogę do demokracji w stylu zachodnim.
Zaczął się jednak problem tożsamościowy, bo o ile szybko przyjęliśmy bezwzględne zasady prowadzenia kampanii wyborczych w stylu amerykańskim czy francuskim, to okazało się, że nie ma osobowości i społeczeństwa na miarę tamtych demokracji.
Powstała próżnia pomiędzy klasa polityczną a społeczeństwem, bo zabrakło niezbędnych połączeń nerwowych. Nie było fundacji, stowarzyszeń oraz pomocnych think-tanków - kuźni wizji i idei. Politycy pojawiali się i znikali, potem znów objawiali się w nowych partiach i nowymi poglądami, a ludzie kupowali to, bo byli w ten sam sposób labilni światopoglądowo.
Na dodatek silnie zatomizowano społeczeństwo. Hasło „bierzcie sprawy w swoje ręce" w istocie rozbiło i podzieliło społeczeństwo, zaniknęły więzi międzyludzkie, a wraz z pogłębianiem się różnic materialnych pojawiła się coraz większa nieufność. Mimo, że wypłynęliśmy na szerokie wody liberalizmu, to poza ostrym szturmem w kierunku gospodarczym nie pomyślano o równoważeniu tego bazą społeczną - czyli właśnie zachętą do społecznego samoorganizowania się, działania w grupie i osiągania celów dla dobra publicznego. Te braki spotęgowały naszą umiejętność do łączenia się na „nie". Stąd m.in. spektakularny sukces wyborczy i polityczny ruchu protestu, czyli Samoobrony Andrzeja Leppera.
Również w odruchu skrajnego liberalizmu zaczęła działać oświata, stawiając na indywidualność uczniów bez programowego założenia, że efekty społeczne, ale też indywidualne zadowolenie z życia, osiągają tylko takie społeczeństwa, gdzie uczy się współdziałania. To trzeba robić od najmłodszych lat. Również to odpuszczono. Efektem tych zdarzeń społecznych jest to, że obecne pokolenie 30-40-latków dobrze sprawdza się w działaniach indywidualnych, a nie potrafi długofalowo zadziałać wspólnie. Stąd m.in. silne partie wodzowskie i na podobnej zasadzie zbudowane ugrupowania lokalne i kompletny brak debaty publicznej, a przez to wpływu wyborców na cokolwiek w sposób pokojowy. Dopiero siła i skrajne emocje wprawiają te machiny w ruch.
Dlatego żaden polski polityk z pokolenia, które ma dziś więcej niż 40 lat nie będzie Barackiem Obamą, Angelą Merkel, Margaret Thatcher czy Davidem Cameronem. Nie to przygotowanie społeczne i obywatelskie, nie taka droga i nie ten styl.
Trzeba dopiero wychować nową grupę liderów społecznych i politycznych, zmienić styl działania obywatelskiego „na dole", aby uregulować sprawy „na górze". Dlatego wsparcie młodzieży w jej obecnych działaniach jest szalenie istotne. Sparzą się na rzucanych na odczepnego obietnicach dzisiejszych dorosłych - odwrócą się od demokracji w rozumieniu liberalnym i zaniechają włączania się w budowę społeczeństwa opartego na działaniu grupowym. W konsekwencji zradykalizują się, a następnie powielą wzorce swoich rodziców czy dziadków, tworząc silne wodzowskie grupy interesów własnych, a nie interesów społecznych, publicznych.
Partycypacja i deliberacja
W ramach projektu "Wiem, dlaczego wybieram!" płońscy licealiści poznają między innymi zasady współdziałania obywatelskiego w formule partycypacji społecznej. Obecnie najmodniejszą formułą tego udziału są budżety obywatelskie, gdzie ludzie zgłaszają projekty do realizacji, potem głosują nad nimi, a następnie rady samorządowe finansują jeden lub kilka pomysłów - w zależności od ich kosztów i przeznaczonych na budżet obywatelski pieniędzy.
To dobry krok wart rozwijania. Ale najbardziej dostępną formułą partycypacji lokalnej jest własny udział w wyborach, w zgłaszaniu i realizacji zadań przez wybrane władze, a także w ocenianiu efektów prac samorządu.
To młodzi najpierw będą rozpoznawać i testować we własnej grupie, a potem wyjdą do mieszkańców z ofertą zachęcającą ich do udziału w wyborach i do większej aktywności obywatelskiej.
I nie będzie fajnie, gdy licealiści zderzą się z kolejną szklaną ścianą, bo większość dorosłych wyborców życie publiczne mało interesuje, a znaczna część, która na wybory idzie, nie głosuje za kimś/za czymś, ale przeciw komuś/czemuś. To kolejny objaw naszej demokracji robionej pokątnie na drutach, a nie uporczywie budowanej w oparciu o debatę publiczną, konsultacje i inne formuły zbierania opinii i przekonywania do idei społeczeństwa otwartego i umiejącego działać pozytywnie na rzecz wspólnego dobra.
Obecni młodzi ludzie posiedli już jednak umiejętność, której zazdroszczą im stare wygi. Oni potrafią się spierać nie kłócąc i nie zrywając znajomości, bo pogląd na tę czy inną sprawę mają odmienny. Im także w naturalny sposób wychodzi demokracja deliberacyjna. Czy każdy musi znać się na wszystkim? Nie, nawet nie powinien. Dlatego grupa ma człowieka biegłego w jakimś temacie, który w jej imieniu prowadzi akcję przekonywania innej grupy/grup do podjęcia się jakiegoś zadania, realizacji projektu itp. To wyższa jazda demokratycznych konsultacji społecznych, bo oparta na pełnym zaufaniu do kompetencji i zamiarów deliberanta. W ten sposób tworzy się i buduje kapitał społeczny, bo mimo, że grupa lidera w danym temacie ma, to i tak zadanie realizuje wspólnie. A oni - młodzi - tę cechę mają, jeszcześmy jej w nich nie zabili. Ba, wierzą sobie i ufają. Niesłychane!
Natomiast co do tej partycypacji, także ze strony młodych Płońszczan, którzy jeszcze nie mogą głosować w „dorosłych" wyborach, można mieć nadzieję, że zostanie rozszerzona. Otóż młodzi uczniowie płońskich szkół, mając swoje przedstawicielstwo w postaci Młodzieżowej Rady Miejskiej, nie maja jednak kompletnie żadnej styczności i wpływu na sprawy, jakimi głównie zajmuje się seniorski samorząd, czyli na planowanie inwestycyjne i gospodarkę finansową.
Nawet banki dawno wpadły na pomysł, by dla młodych i bardzo młodych klientów uruchomić konta, karty i inne usługi, dzięki czemu dzieciak szybciej chwyta zasady ekonomii i gospodarowania pieniędzmi.
Samorząd seniorski jeszcze nie przełknął myśli, by statutowemu organowi młodzieży umożliwić rzeczywiste zarządzanie dobrem publicznym na cel publiczny. To kolejna szklana ściana, z którą zderzyli się młodzi samorządowcy na szczeblu samorządu Płońska i powiatu. Mówi się im, że nie ma takiej możliwości, by dysponowali kasą, nawet niewielką. Mylą się ci, którzy tak twierdzą. Mogą, a nawet powinni, by kolejne pokolenie samorządowców i polityków do funkcji i rządzenia oraz zarządzania sprawami i groszem publicznym było przygotowane znacznie lepiej niż obecne.
Pomyślmy może - my, dorośli - co trzeba zrobić, aby tym młodym dalej się chciało chcieć czegoś nie tylko dla siebie.
Piotr Kaniewski
Na zdjęciu tytułowym uczniowie klas pierwszych I LO w Płońsku: jedno z działań na rzecz pracy zespołowej. Najpierw budują z klocków, ale za parę lat...