Zbigniew Martyka ostro: Rządowi "eksperci" mają na koncie ponad 100 tys. zgonów! Przytaczamy słowa kierownika Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego, podczas przesłuchania na III posiedzeniu Niezależnej Komisji Śledczej ds. Pandemii. Pod względem nadmiarowych zgonów jesteśmy w ścisłej czołówce... Jako przyczynę takiego stanu rzeczy niezależni lekarze nie wskazują pandemii lecz znaczne ograniczenie bądź pozbawienie społeczeństywa opieki zdrowotnej i potęgowanie strachu. W przeszłości nawet zagrożenia HIV nie wymagały wprowadzania tak drastycznych środków w szpitalach czy w codziennym życiu w przestrzeni publicznej...
Wiadomości oparte o naukową wiedzę niezgodne z jednostronną narracją w sprawie pandemii są blokowane. Lekarze, którzy mają inne zdanie niż rządowi eksperci są cenzurowani, pomijani przez media mainsteamowe, które podają informacje nieudokumentowane badaniami, często wzajemnie się wykluczające, rozbieżne z wiedzą medyczną i logiką.
Natomiast medycy, którzy domagają się rzetelnej debaty oraz ostrożności w postępowaniu w sprawie szczepień czy locdownów, które ich zdaniem przyczyniły się do masowych zgonów w liczbie ponad 100 tys. osób, istnień które mogłyby żyć, gdyby zostały leczone, przytaczają dane medycyny opartej na faktach.
Jednym z takich lekarzy jest kierownik Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej dr n. med. Zbigniew Martyka, który odpowiadał na pytania powstałej nie dawano Niezależnej Komisji Śledczej ds. Pandemii, powołanej przez Ordo Medicus, składającej się z niezależnych lekarzy i prawników. Zdaniem dr n. med. Zbigniewa Martyki, kierownika oddziału zakaźnego druga, rządowa strona stoi po stronie koncernów farmaceutycznych. Mając tą świadomość szkód zmusza ludzi do lockdownów, działań antyzdrowotnych, występując przeciw takim lekarzom, a to właśnie przeciwko osobom, które wprowadzają taką bezalternatywną narrację, zdaniem m.in. dr Martyki powinno się odbyć postępowanie sądowe, ponieważ to oni przyczynili się i przyczyniają do nadmiarowych zgonów…
Niedawno sąd orzekł na korzyść pozbawionej prawa wykonywania zawodu dr Anny Mratynowskiej, która miała odmienne zdanie niż rządowi eksperci i medialne przekazy i przywrócił jej odebrane prawa.
- Chciałbym to mocno podkreślić, że za mówienie prawdy lekarze są ciągani przez rzeczników odpowiedzialności zawodowej, a za wprowadzanie w błąd i przyczynianie się do nadmiarowych zgonów, ci lekarze, którzy są niby autorytetami nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. W przypadku tego nowego wirusa SARS-CoV-2, co chwilę dowiadujemy się czegoś nowego. To, co kiedyś wydawało się, że jest pewnikiem, teraz okazuje się, że wcale pewnikiem nie jest. Są nowe informacje na temat transmisji wirusa, skuteczności szczepionek czy możliwości zakażenia. Skoro cały czas pojawiają się nowe wiadomości, to trudno mówić o jakiejś jednolitej doktrynie. Jak najbardziej wskazane jest dociekanie prawdy i badanie. Jeżeli ktoś mówi, że wszystko wiadomo i wszystko jest w 100 procentach bezpieczne, kłamie i wprowadza ludzi w błąd – powiedział dr Martyka. Przesłuchiwany przez komisję lekarz zaczął od zmienionej przez WHO definicji pandemii.
- Światowa Organizacja zdrowia w 2009 roku zmieniła definicję pandemii. Obecnie nie wymagana jest ilość ciężkich przebiegów i zgonów, tylko rozszerzanie się na cały świat samego zakażenia. Znamy wiele chorób, które rozszerzają się na cały świat. Mogą to być banalne choroby infekcyjne i nikt nie ogłasza z tego powodu pandemii ani nikt nie podejmuje takich rygorystycznych obostrzeń – powiedział dr Zbigniew Martyka podczas III posiedzenia niezależnej komisja. Na początku wszyscy byliśmy wystraszeni, zwłaszcza, że media bombardowały nas informacjami pokazując masowe zgony, trumny. Potem dopiero okazało się, że były to sfingowane zdjęcia. Pokazywano np. trumny emigrantów, którzy utonęli u wybrzeży Lampedusy kilka lat wcześniej jako osoby, które zmarły w wyniku Covid-19. Już samo to mogło wtedy mogło budzić wątpliwości, dlatego, że przypominam sobie, jak podchodzono do zachorowań na HIV i Aids (rozwiniętą formę HIV red.) Ludzie byli bardzo spanikowani i bali się np. że zarażą się dotykając klamki, której dotykał ktoś chory. Wtedy uspokajano ludzi – proszę państwa, nic takiego złego się nie dzieje, choroba, jak choroba. Trzeba po prostu zachować elementarne zasady higieny, ale absolutnie nie wolno tych ludzi dyskryminować, nawet nie wolno było pytać czy ktoś jest chory. Nie wolno było zrobić pacjentowi podejrzanemu o HIV testu bez jego zgody. Jeżeli chcieliśmy wykonać test, trzeba było mieć zgodę pacjenta. Nikt wtedy nie żądał żadnych testów. Tym czasem okazało się, że tych pacjentów bardzo dużo umierało. Leczenie zostało wdrożone później i tacy pacjenci mogą żyć wiele lat – powiedział lekarz. Dodał także wątek o kuriozalnym zamykaniu lasów, które z logiką czy medycyną nie ma kompletnie nic wspólnego, a także o noszeniu maseczek, gdy ponad 100 prac naukowych, w tym randomizowanych, które wykazały zerową skuteczność takiego zabezpieczenia przed transmisją wirusa, a nawet mogą trzykrotnie zwiększać ryzyko zakażenia!…. Ludzie je noszą po to, by nie dostać mandatu – stwierdził dr. Zbigniew Martyka i dodał, że wcześniej na oddziałach zakaźnym nie stosowano masek, poza chirurgią.
- Gdy zaczęło się zakażenie wirusem SARS-CoV-2, to spodziewałem się, że początkowo będzie uspakajanie pacjentów, ponieważ panika, stres narażają ludzi dodatkowo na zachorowanie. Tymczasem spotkaliśmy się z czymś zupełnie innym. Media wybiórczo podawały informacje – nie jaki procent osób jest zakażonych, tylko ile osób zmarło, przy czym podstawą do stwierdzenia,czy ktoś był zakażony był dodatni test, o którym dowiedzieliśmy się później, że nie do końca jest wiarygodny. Sam mogłem obserwować, jak niektórzy pacjenci mieli raz dodatni, a raz ujemny i znowu dodatni wynik.To była podstawa do klasyfikowania ludzi – powiedział.
- Najbardziej trudną sytuacją były przypadki pacjentów, którzy mieli jakiekolwiek objawy chorobowe i nie mogli się dostać do lekarza bez wykonania testu. Pamiętam sytuację, gdy przywieziono do nas pacjenta, który uległ wypadkowi. Maiła kilka ran do zeszycia – ranę głowy, ranę okolicy rzepki. Na test czekało się początkowo kilka dni. Nikt nie chciał podjąć się zszycia i opatrzenia ran, ponieważ nie wiadomo było czy ma covida czy nie ma. Pobrano testy i wysłano wtedy do Krakowa i pacjent pojechał jako osoba zraniona z podejrzeniem o covid do szpitala jednoimiennego. Z Krakowa odesłano go z powrotem, ponieważ stwierdzono, że nie ma podstaw żeby przyjął go szpital jednoimienny. Dopiero pon trzech dniach od przyjazdy pacjenta zeszyto i opatrzono mu rany. Takich sytuacji było sporo. Miałem kontakt z wieloma pacjentami, którzy skarżyli się, że nie mogą dostać się do lekarza, że żąda się od nich wykonania testów, niezależnie w jak ciężkim stanie się znajdowali – stwierdził lekarz.
Polityka potęgowania strachu
- Podawano w mediach dane – ile osób zmarło. Natomiast nie podawano ilości zgonów z testem dodatnim z chorobami współistniejącymi, także infekcyjnymi, Gdyba tak było, nie byłoby takiej paniki. Jeżeli w Polsce średnio dziennie umiera od 1100 do 1200 osób na różne choroby, a na covid mieliśmy kilka lub kilkanaście zgonów dziennie, to podawanie wybiórczych informacji ile osób zmarło tylko na tą jedną chorobę miało za zadanie potęgować lęk – powiedział kierownik oddziału zakaźnego. -
Pacjenci bali zgłosić się do lekarza
Wielu ludzi obawiało się w ogóle pójść do lekarza, pomijam już fakt, że ktoś chciał i nie mógł się dostać. Ludzie obawiali się zgłosić do lekarza, ponieważ bali się, że się zarażą, bali się, że coś im się złego stanie. Przypominali sobie sceny osób w szpitalach, które są od razu kwalifikowani do respiratora i wielu z nich umiera. Ci mniej chorzy leczyli się domowymi sposobami. Osoby bardziej chore telefonowały i uzyskiwały teleporadę. Można byłoby bez starty dla zdrowia pacjenta wypiasać receptę osobie, która przewlekle choruje, jest w stabilnym stanie, lekarz zna ją dokładnie i może powtórzyć leki. Ale jeżeli pacjent zgłasza poważne dolegliwości i nikt nie przyłoży słuchawki i nikt go nie zbada, nie przeprowadzi badań analitycznych, nie zrobi prześwietlenia płuc, żeby sprawdzić czy są jakieś zmiany czy pacjent wymaga bardziej intensywnego leczenia. Na infekcje wirusowe mogą się nakładać infekcje bakteryjne i wtedy potrzeba zastosować leczenie antybiotykami. Jeśli antybiotyk był wypisywany „na odległość” to jaka była kontrola czy parametry zapalne się poprawiały czy stan kliniczny pacjenta się poprawia. Pacjenta nie badano, nie wykonywano badań analitycznych, więc w dalszym ciągu rozpoznanie i leczenie było intuicyjne – powiedział dr Zbigniew Martyka dodając, żegdy wprowadzono szczepienia covidowe, zdarza się często, że lekarze mimo faktu, że są zaszczepieni, nie chcą badać niezaszczepionych chorych. Skoro lekarz jest zaszczepiono, to czego on się boi? Jest to zupełnie niezrozumiałe z punktu widzenia pacjenta i ja się wcale nie dziwię - stwierdził.
„Rzadko zdarzało się, że osoba w miarę zdrowa bardzo ciężko przechodziła covid”
Na pytanie komisyjne czy na początku pandemii w szpitalu dało się zauważyć, że mamy do czynienia z czymś nadzwyczajnym, z czymś co odstaje od normy, odpowiedział – na samym początku nie dało się nic takiego zauważyć. Więcej było informacji w mediach, niż osób chorych rzeczywiście. Pamiętam, że to były pojedyncze przypadki. Zastanawialiśmy sięczy ktoś z nas zna kogoś, kogoś z sąsiedztwa, kto byłby chory bądź zmarł na covid. Nie widziałem jakiejś istotnej różnicy. Mieliśmy różnych pacjentów chorych na grypę i zapalenie płuc oraz na inne różne choroby zakaźne. Zdarzało się, że chorzy trafiali na oddział intensywnej terapii – byli to głównie pacjenci z innymi chorobami współistniejącymi u których stwierdzono pozytywny wynik testu na covid.Rzadko zdarzało się, że osoba w miarę zdrowa bardzo ciężko przechodziła covid. Dopiero dużo później te zakażenia były bardziej liczne, czyli przypadki osób, u których stwierdzono pozytywny wynik testu. Nieraz objawy infekcyjne były bardzo banalne. Testowało się też osoby, które spotkały się z kimś podejrzanym o zakażenie czy po podróży. Znam osobiście wiele osób, które nie miały żadnych objawów infekcyjnych, ale test wyszedł dodatni. Pacjenci byli kierowani po powrocie z podróży albo przez SANEPID albo te osoby same się zgłaszały, ponieważ miały kontakt z kimś podejrzanym o zakażenie. Na początku panika była duża. W tej chwili już nie ma takiej paniki – stwierdził lekarz. Dodał także, że gdyby nie było propagandy medialnej, to najprawdopodobniej bym nie zauważył pandemii. Przede wszystkim, jeżeli ludzie byli chorzy, to wcześniej byli przyjmowani przez wszystkich lekarzy i znajdowali się na wszystkich oddziałach. Jeżeli natomiast wszystkich kierowano w jedno miejsce, to wiadomo, że ilość przypadków będzie większa – odpowiadał na pytania komisji dr n. med. Zbigniew Martyka.
Czy osoby bezobjawowe były izolowane od osób objawowych?
Na początku pacjenci byli izolowani na salach. Staraliśmy się aby na jednej sali przebywała jedna osoba. Jeżeli test wyszedł ujemny, pacjentów grupowaliśmy na jednej sali.
Czy zdarzały się zgony u pana na oddziale u osób, które miały rozpoznanego covida?
- Zdarzały się zgony. Dotyczyło to przede wszystkim osób, które były schorowane, były to osoby w starszym wieku, z licznymi chorobami współistniejącymi, które mia,ły pozytywny wynik testu na covid. Ja zawsze wpisywałem rzeczywiste rozpoznanie. Natomiast jako współistniejące wpisywałem zakażenie SARS-CoV-2 – stwierdził w odpowiedzi na pytanie komisji Zbigniew Martyka. Nie stosowałem się do wytycznych aby w takich przypadkach jako przyczynę zgonu wpisywać covid, ponieważ jako lekarza obowiązuje mnie rzetelne wypełnianie dokumentacji i przede wszystkim prawda – powiedział lekarz. Zapytany o znaczenie określenia bezobjawowa choroba odpowiedział, że według niego jest błędne pojęcie – Można być bezobjawowym nosicielem, można mieć chorobę nowotworową, która na początku może nie dawać objawów. Natomiast jeżeli ktoś jest bezobjawowym nosicielem jakiegokolwiek patogenu… - wszyscy jesteśmy takimi nosicielami, bo przecież żyjemy w morzu bakterii i wirusów – wyjaśnił.
- W przypadku pacjentów np. z zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowym można było dzwonić do koordynatora wojewódzkiego, który wskazywał, gdzie takiego pacjenta można przyjąć. Różnie to bywało. Potem żadnych informacji zwrotnych nie miałem. Mieliśmy dyrektywy, żeby przyjmować pacjentów z covidem. Gdybyśmy przyjmowali innych pacjentów, to NFZ w ogóle by nie płacił. Według doktora Martyki tworzenie oddziałów covidowych nie ma żadnego uzasadnienia, ponieważ przy wszystkich innych chorobach infekcyjnych, jakie mieliśmy do tej pory, wszystkie ośrodki normalnie przyjmowały pacjentów. Skutkiem takiej stygmatyzacji, izolacji i typowania było to, że oddziały wytypowane czekały na pacjentów z covidem, nie mogąc przyjmować innych chorych. Sytuacja, jaka wyniknęła w skali całego kraju była taka, że jeżeli pacjentów z covidem leczono ok. 1% wszystkich pacjentów, to wiele miejsc szpitalnych było niewykorzystanych. Były typowane tylko określone placówki i widzieliśmy kolejki i czkające z pacjentami karetki. To wiąże się ze zgonami nadmiarowymi. Wiele osób, które miały opóźnione leczenie z powodów kardiologicznych, onkologicznych, których zmarło o kilkadziesiąt tysięcy więcej niż zmarło osób z powodu samego covida. Gdybyśmy jeszcze wykluczyli inne choroby towarzyszące i określili ilość zgonów tylko z powodu samego zakażenia SARS-CoV-2, to okaże się, że lekarstwo jest gorsze od samej choroby. Te metody leczenia i postępowania okazały się tragiczne dla pacjentów – kontynuował odpowiedzi na komisyjne pytania doktor Martyka. Dodał też, żew dalszym ciągu pacjenci są stygmatyzowani i nikt nie wymaga zaświadczenia, że ktoś jest chory na HIV, ale za to lekarze wymagają paszportu covidowego...
Zapytany o to, czy lekarze obawiali się zakażeń covidem odpowiedział: „Niektórzy lekarze rodzinni przyjmowali normalnie pacjentów, nie bali się. Niektórzy byli cały czas mocno spanikowani. Sztucznie nakręcana panika i wiadomości medialne, które eskalowały to napięcie, pokazywanie zafałszowanych zdjęć trumien i nieprawdziwych sytuacji, myślę,m że chyba robiły swoje. W rozmowie z kolegami pytałem – pamiętacie były różne epidemie grypy. Nieraz lekarze rodzinni przyjmowali po kilkadziesiąt osób dziennie. Wiadomo, że niektórzy pacjenci na grypę umierają, mają poważne powikłania, zwłaszcza ci, którzy mają inne schorzenia towarzyszące. Czy po wizycie pacjenta z grypą zamykano ośrodek zdrowia, poddawano kwarantannie personel? Natomiast teraz, jeśli jakiś pacjent pojawił się w przychodni i stwierdzono u niego dodatni wynik covidowy, to całą jednostkę ochrony zdrowia izolowano na kilka dni. To jest totalna paranoja”
„Skończył się patent na szczepionki przeciw grypie, więc musiała zniknąć...”
Kolejne pytanie komisyjne dotyczyło różnic między poprzednimi zachorowaniami na grypę, a zachorowaniami na covid. W odpowiedzi lekarz stwierdził, gdyby nie pandemia, to większość pacjentów mających objawy infekcji np. zwane potocznie grypą żołądkową byli by zwyczajnie leczeni. Tacy pacjenci przebywali kilka dni w szpitalu i wracali do domów. - Gdyby nie test covidowy, nie wiedziano by, że miała miejsce jakaś inna choroba. Grypa zaginęła z roku na rok. Chciałbym zwrócić uwagę, że prawdopodobnie skończył się patent na szczepionki przeciw grypie, więc musiała zniknąć – kontynuował wyjaśnienia dr Martyka.
Dlaczego tak mało pana koleżanek kolegów „po fachu”, którzy widzą pacjentów podczas wypadków, czekających na wynik testu bądź zdają sobie sprawę z niedoskonałości tele-porad protestuje? -Wielu lekarzy obawia się konsekwencji powiedzenia prawdy. Obawiają się prześladowań przez Naczelny Sąd Lekarski. Inni pewnie wierzą w to wszystko, co jest podawane. Proporcje w środowisku medycznym, które znam kształtują się 50 na 50% - odpowiedział Zbigniew Martyka – dodając, że informacje na temat pandemii są blokowane, a lekarze nie wiedzą gdzie ich szukać i czerpią informacje z propagandy medialnej.
„Szkodliwe następstwa mogą się pojawić po czterech latach”
W przypadku szczepień, jak stwierdził dr Martyka, wywierana jest presja, żeby absolutnie nie podawać negatywnych możliwych, potencjalnych skutków ubocznych. - Skoro sam członek zarządu firmy AstraZeneca powiedział, że szkodliwe następstwa mogą się pojawić po czterech latach, dlatego firma nie berze żadnej odpowiedzialności. To nie znaczy, że chodzi tu o banalne zaczerwienienie w miejscu wkłucia czy stan podgorączkowy. Tu chodzi o poważne następstwa, które według przedstawicieli koncernów mogą pojawić się po kilku latach. W szczepionkach nie podaje się jak dotychczas niezjadliwych patogenów, tylko podaje się materiał genetyczny i nie do końca wiadomo, jakie będą skutki. Już w tej chwili są liczne badania, które mówią o wpływie na różne narządy, organy, na układ hormonalny. To wszystko się rozwija. Tych badań jest coraz więcej, a więc to wszystko jest tematem otwartym.Wszystko, co można powiedzieć na ten temat to, to, że powinniśmy w dalszym ciągu prowadzić badania. Absolutnie nie można powiedzieć, że wszystko zostało już definitywnie ocenione i że temat jest zamknięty. On nie jest zamknięty i będzie jeszcze długo otwarty – ocenił dr Zbigniew Martyka
(DK) plonsk24.pl
Na zdjęciach: dr n. med. Zbigniew Martyka podczas III posiedzenia Niezależnej Komisji ds. Pandemii. Fot. screeny z filmu zamieszczonego na kanale Youtube „Krul TV”
Źródło: Niezależna Komisja Śledcza ds. Pandemii, „Krul TV”